Klub Gazety Polskiej w Żywcu organizuje 14 kwietnia (czwartek) o godz. 12.00 pikietę w sprawie przyznawania przez Urząd Miasta w Żywcu „MEDALI ZA ZASŁUGI DLA MIASTA ŻYWCA”. Klub domaga się odebrania takich medali komunistycznym działaczom, Andrzejowi Gduli (zastępcy Czesława Kiszczaka w resorcie MSW w latach 80.) oraz Czesławowi Stanikowi (m.in. lokalnemu działaczowi ORMO, który zwalczał działaczy podziemia antykomunistycznego po roku 1945).
W tym dniu złożymy również wniosek do Rady Miasta o nadanie medalu za zasługi dla miasta Żywca dla ks. Stanisława Słonki, oficera AK, przeciwstawiającego się okupantowi hitlerowskiemu i sowieckiemu.
Do organizacji pikiety przyłączyły się również: Solidarność Walcząca, Stowarzyszenie Ruch Kontroli Władzy i Kontroli Wyborów, Solidarni 2010, Konfederacja Polski Niepodległej oraz Stowarzyszenie Weteranów „Niezłomni”.
Zapraszamy do udziału w pikiecie wszystkich, którym leży na sercu dekomunizacja.
Podczas wizyty Pani Premier Beaty Szydło w Londynie, w ambasadzie RP, po trzeciej zwrotce Roty śpiewanej na powitanie ktoś zakrzyknął „precz z komuna w ambasadzie”, były oklaski i dalsza część pieśni. Obecni byli ludzie prawicy, którzy nigdy przedtem nie dostawali zaproszeń.
Tradycja twierdzi że na początku swojej kariery Czesław Kiszczak był zatrudniony w londyńskiej ambasadzie, jako szatniarz. Natomiast źródła IPN i MSZ podają 4 nazwiska współpracowników tejże ambasady: Giermaszewski Jerzy, Kruk Andrzej, Lada Władysław i Szymański Jan. Ich już nie ma. (http://static.presspublica.pl/red/rp/pdf/kraj/MSZ.pdf )
Tematem tutaj jest współpraca ambasad z Polonią w Wielkiej Brytanii. Koniecznym jest sprecyzować że na terenie Wysp są trzy odrębne emigracje:
Pierwsza jest ta powojenna, żołnierska, katolicka i patriotyczna, która stworzyła Ognisko Polskie, Siedzibę Rządu na Uchodźctwie, Fawley Court – czyli olbrzymia posiadłość w powiernictwie mariańskim nad Tamizą, z kościołem ufundowanym przez ks. Radziwiłła i z bezcennym Muzeum patriotycznym, Domy SPK ze świetlicami na spotkania, a później POSK – już na wymarciu i w drugim pokoleniu.
Po roku 1989 nastąpiła druga emigracja, ta czerwona, bo po okrągłym stole mimo nietykalności nie wszyscy towarzysze czuli się pewnie w Polsce, także istniał dekret Kiszczaka (już generała) o rozbiciu struktur polonijnych i przejęciu majątków narodowych za granicą. Ten okres to np. 5 księży marianów wysłanych przez ks. Adama Bonieckiego (patrz Tygodnik Powszechny), którzy powoli przejmują Fawley Court; to też i zawodowi działacze społeczni, którzy zaczynają pomagać w organizacjach polonijnych np. Zjednoczenie Polskie, Ognisko i POSK i dochodzą do zarządów i pozycji wpływowych.
Trzecią emigracją nazywamy masową emigrację roboczą po 2004 po wstąpieniu do Unii – wtedy właśnie dla nich powstaje lewacka londyńska prasa: Cooltura, Polish Express, Panorama, Goniec, Nowy Czas), z wyjątkiem starego Dziennika Polskiego – który zostaje przejęty przez nową ekipę sprzyjającą PO i dofinansowywany ze sprzedaży Siedziby Rządu Na Uchodźctwie, już w rękach samozwańczej Polonia Aid Foundation Trust (PAFT) pod kierunkiem agentury (tow. Andrzej Morawicz, teczka ujawniona 2012, zawieszony do oczyszczenia 2015) i przez dotacje MSZ.
W takich właśnie warunkach dochodzimy do wyprzedaży dobra narodowego w okresie 2008 -2010 i dalej. To w tym czasie słowo „Polonia” zmienia swoje znaczenie na termin obraźliwy, bo do takiej właśnie polonii przyjeżdża, mile widziana, Helena Wolińska (ps. Bestia, morderczyni Wyklętych), w takiej polonii Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie jest prowadzony poprzez tow. Reginę Wasiak-Taylor; tow. Morawicz jest już prezesem i Zjednoczenia i Ogniska, prasa (zwana makulaturą) zapewnia społeczeństwo o konieczności zmian w Polsce (czytaj rozbiór gospodarczy i grabież państwowa), Dziennik POlski (od niedawna Tydzień POlski) co tydzień wywiesza gablotki najpopularniejszych czerwonych; na czele Koła Byłych Wychowanków Fawley Court staje lewak, Mirek Malevski, i niszczy walkę sadową przeciw sprzedaży, Fawley Court zostaje sprzedany za ułamek wartości, tym samym niszcząc kult Bożego Miłosierdzia z przekazu św. Faustyny, (ale tryska kasa – 13 milionów funtów), SPK w rękach Czesława Maryszczaka i Barbary Orłowskiej zaczynają sprzedaże Domów Kombatanta. W tym okresie ginie Prezydent RP i cala elita w Smoleńskiej mgle, potem ma być sprzedane Ognisko, tylko niewypał, bo nareszcie ludzi wychodzą na ulice, po dwudziestu paru latach snu. Mimo rozpaczliwych listów, ambasada nie interweniuje w wyprzedaży majątku polonijnego – a podczas próby sprzedaży Ogniska Polskiego robi nawet ofertę kupna na siedzibę Pani Ambasador.
Nie wszystkie organizacje polonijne są w rękach lewaków. Poparcie dla Komitetu Obrony Dziedzictwa Narodowego Fawley Court w walce o zablokowanie sprzedaży jest ze strony Polskiej Misji Katolickiej (PMK), także pomaga Instytut Polski Akcji Katolickiej (IPAK), Polski Uniwersytet na Obczyźnie (PUNO), Polska Macierz Szkolna (PMS), Związek Żołnierzy 5 Kresowej Dywizji Piechoty, Stowarzyszenie Techników Polskich, Związek Harcerstwa Polskiego, więc jest ‚dziesięciu sprawiedliwych’, ale organizacja zrzeszająca wszystkie organizacje polonijne, czyli Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii (ZPWB) i bliski im PAFT nie tylko że są za sprzedażą, ale też roszczą sobie odsetek za ułatwienie tego zdzierstwa, bo mają kontrolę nad prasa i wpływ na alokacje funduszów z MSZ. Parę lat później (2013) SPK ogłasza zamkniecie – czyli wyprzedaż – reszty Domów Kombatanta (razem ok. 60) ale część Kół się buntuje i prowadzą Domy dalej pod nazwą SPK Ltd. Na czele buntu staje lewak, Wiktor Moszczyński, członek PAFT razem z Czesławem Maryszczakiem, i dogadują się w 2016. W międzyczasie nowy zarząd Polskiej Misji Katolickiej dogaduje się z marianami i lansuje ks. Adama Bonieckiego z Tygodnika Powszechnego w parafii PMK na Devonia i jego wychowanka ks. Bartka Rajewskiego, wepchniętego do parafii Little Brompton Oratory, starej placówki niepodległościowej, parafianie odchodzą a powstaje parafia Tygodnika Powszechnego, już trzecia czerwona parafia na terenie Wysp. Jest to wszystko zgodne z instrukcjami gen. Kiszczaka, cytat jak niżej:
„Tylko nowo utworzone z naszą pomocą i przy naszej współpracy organizacje, stowarzyszenia czy kluby będą nas popierać. Te stare organizacje polonijne pod tymi zarządami jakie są teraz, nigdy z nami nie będą współpracować. Nasi ludzie za granica mają od dzisiaj zadanie głębiej niż poprzednio infiltrować istniejące gremia kierownicze tych starych organizacji polonijnych na wszystkich szczeblach, a zwłaszcza na szczeblach centralnych. Nasze służby dyplomatyczne razem z naszymi ludźmi muszą zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te stare organizacje, kreowania ich działalności i kierowania ich polityka, tak aby nas wspierały. Te stare organizacje muszą być przez nas operacyjnie opanowane, a jak się to nie uda to je zbankrutujemy …”
Naturalna rzeczą jest ze śmietanka tejże lewackiej polonii bywa w ambasadzie. Ostatnio pokazują się tam Dagmara Chmielewska, z Nowoczesnej, lider KOD w UK, księża Wylężek (PMK) i Rajewski, Mirek Malevski, rzekomy prezes FCOB, powiązany z Fundacja Batorego (Szkoły Liderów) i promowany przez Nowy Czas, Jan Żyliński, rzekomy książę i kandydat na burmistrza Londynu, mocno promowany w makulaturze, razem ze starszymi elitami, które tam zawsze bywały. Na wizytę prezydencką i Pani Premier wyjątkowo zaproszono niektóre osoby z prawicy, ale normalnie nie ma to miejsca, i na następne wizyty dygnitarzy z Polski sympatycy PiS nie dostali zaproszeń. Znamiennym jest ze pierwsza wizyta zagraniczna po wyborach ministra Waszczykowskiego w Edynburgu nie była ogłaszana w prasie lub na portalu MSZ – ale wiedział o niej tutejszy KOD i zorganizował małą demonstracje. Następne wizyty wyglądają tak że dygnitarze z Polski są witani w ambasadach przez tutejszą lewicę.
W Polsce były wybory i dzięki temu mamy dobre zmiany. Niestety takowych nie było na Wyspach wiec jest dalej tak jak dawniej – dlatego nazywamy tą sytuację „Rząd PO na Uchodźctwie” a Londyn „Nowy PRL”. Jako przykład można zacytować z opublikowanego listu grupy „Poglond” do ambasadora z 2014:
„10 października w POSK-u będzie miała miejsce debata zorganizowana przez Koło Naukowe PUNO, której panelistkami będą Panie: prof. Magdalena Środa, prof. Małgorzata Fuszara oraz Henryka Bochniarz. Nasz niepokój budzi informacja, że debata organizowana przez Koło Naukowe PUNO włączana jest w ramy obchodów jubileuszu 75-lecia Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie. Naszym zdaniem politycznie jednostronna, radykalnie lewicowa zgodność poglądowa prelegentek w zakresie popierania: aborcji, ideologii gender, skrajnych ruchów feministycznych, walki z Kościołem oraz próby wprowadzania do dyskusji publicznej tematu legalizacji kazirodztwa jest niezgodna z uniwersytecką ideą dochodzenia do prawdy poprzez ucieranie się różnych poglądów….” (https://goniec.com/wiadomosci/17356-oburzenie-polonii-obchodami-75-lecia-puno-ambasador-sobkow-odpowiada)
Jednak półświatek londyński to mała część polonii teraźniejszej, która dopiero teraz zaczyna istnieć politycznie przez zgrupowania młodzieżowe i patriotyczne. Od lat los Polaków z nowej emigracji dla chleba był bardzo trudny. Rasizm, dyskryminacja, nadużycia w wypłatach, cwaniacy żerujący w tym społeczeństwie (np. fałszywi adwokaci), nawet lokalne mafie – to rzeczywistość emigracji zarobkowej. We wszystkich takich sprawach powtarza się ten sam wątek – Polak w Anglii jest sam i nie może liczyć na pomoc konsulatu lub ambasady pomimo statutowego obowiązku interwencji, opisanego w Art. 12 i innych ustawy obowiązującej do dziś:
Art. 12. 1. Konsul, o ile nie zabrania tego prawo państwa przyjmującego, z urzędu podejmuje przed sądami lub innymi władzami tego państwa czynności niezbędne dla ochrony praw i interesów obywateli polskich, jeżeli z powodu nieobecności lub innej ważnej przyczyny nie mogą oni w odpowiednim czasie bronić swoich praw i interesów ani nie ustanowili pełnomocników. O podjęciu tych czynności konsul zawiadamia niezwłocznie osobę zainteresowaną.
Ustawa także opiewa o opiece konsularnej – ochrona praw i interesów obywateli polskich, o czuwaniu w razie zatrzymania lub aresztu itd. Sprawy mają się tak że nawet były próby pociągnięcia Konsula Dariusza Adlera i Konsula Hanny Zawiszy w Edynburgu do odpowiedzialności prawnej pod artykułem 231 Kodeksu Karnego o zaniedbanie obowiązków służbowych, lecz prokuratura w Polsce odrzucała wnioski w sprawie Szymańskiego, poszkodowanego w pracy, a potem Rapinczuka, deportowanego bez przyczyny. Były także skargi na Konsula Łukasza Lutostańskiego z Manchester i ambasadora Witolda Sobkowa w Londynie o zbagatelizowanie rasistowskich ataków w Irlandii na Polaków. W czasie, kiedy BBC podawało o rasistowskich atakach (hate crime), ambasador przemawiał w radiu o atakach na tle kryminalnym, niemających nic wspólnego z rasizmem i dyskryminacją. Głośna sprawa Rafała Deleżucha, który zmarł 4 godziny po zaaresztowaniu przez policję, była opisywana w wielu portalach i wydawnictwach, Konsul Piotr Nowotniak został podany do prokuratury w Elblągu, która rozpoczęła, ale potem umorzyła sledztwo.(http://polscott24.com/zaskarzenie-decyzji-prokuratora-z-elblaga/ )
Istotne sprawy dotyczące Polaków na Wyspach to pomoc w nieszczęściu, wybory i fundusze. Nie biorąc pod uwagę wyborów okręgowych w przeszłości, które dalej są wysoce podejrzane, ambasada w Londynie opóźniła rezultaty na Wyspach podczas ostatnich dwóch glosowań – na prezydenta i do Sejmu i Senatu w 2015. Podczas tych ostatnich brakowało bardzo mało by wszystkie głosy były unieważnione, istnieją znaki zapytania także o rezultatach wysłanych przez ambasadę do Warszawy. Natomiast sprawa funduszów wydawanych na terenie Wysp na „pomoc Polakom” przez MSZ jest skandaliczna i wszystkim wiadomo że większość tych pieniędzy od dawna idzie na tzw. „slupy polonijne”.(http://www.naszestrony.co.uk/uk/wielka-brytania/6076-msz-przerzuca-milio… ).
Fundacje APERTO, ISP i BARKA otrzymują fundusze od polskich podatników, ale istotnej pomocy dla Polaków na terenie Wysp nie ma. APERTO, gdzie wice-prezesem był dziennikarz Cooltury (najbardziej lewackiego tygodnika na Wyspach) zakończyła swoją minimalna działalność w grudniu 2015 z powodu „braku dofinansowania”. ISP robią analizy i sprawozdania, natomiast BARKA, która przedtem pomagała Polakom wrócić do kraju, kończy właśnie swoją działalność na Wyspach, bo angielskie władze, rozpocząwszy deportacje, nie chcą jej dalej finansować.
Polak w potrzebie na Wyspach może tylko liczyć na najbliższych –ale w wypadku deportacji rodziny są zagrożone, a osoby do deportacji są trzymani w „angielskich obozach koncentracyjnych” jak np. Morton Hall IRC w Lincoln. Czasami próbują pomóc niezależni dziennikarze lub indywidualni księża na własną rękę, ale jest za dużo potrzebujących pomocy.
Dla wielu jest jasne ze na Wyspach potrzebna jest Wielka Miotła – bo zakorzenione tu struktury MSZ robią dalej dla Polaków to samo, co przed wyborami, czyli nic. Ostatnio w Londynie otwarło się Biuro Poselskie Kukiz’15, z pozytywnym wkładem. Istnieją też od niedawna stowarzyszenia młodych Polaków, organizujące niezależne imprezy, począwszy od Patriae Fidelis w 2012, z późniejszych warto wymienić 17 Województwo, Polska Niepodległa, Narodowcy RP, W Jedności Siła, także i nowy Komitet Obrony Polski. Jest dużo do zrobienia.
Nie wykluczamy że niedługo może sie zacząć czwarta emigracja – esbecka, bo mają tu już samych swoich.
Za parę dni spotkamy się w Warszawie na uroczystościach 6. rocznicy tragedii smoleńskiej. Pamiętam jak dziś nasz pierwszy Marsz Pamięci, który odbył się 10 czerwca w Krakowie i piękny koncert na Rynku Głównym. Pamiętam ten ponad 30-stopniowy upał, tłumy i to, że szedł z nami przyszły prezydent Andrzej Duda. Pamiętam zdziwione twarze zagranicznych turystów, którzy nie rozumieli, dlaczego domagamy się powołania jakiejś międzynarodowej komisji. Ale pamiętam też z tych dni ludzi, którzy namawiali do wyciszenia emocji, do szybkiego zapomnienia tragedii. Bo wybory prezydenckie, bo lepiej niech nasz kandydat nie wypowiada się, bo to jątrzenie i zaszkodzi. Dlaczego to robili, okazało się później. Część z nich okazała się zwykłymi zdrajcami, którzy zdradę omawiali na długo przed Smoleńskiem. Inni – to zwykli głupcy, którzy nie dorośli do funkcji, jakie im wtedy powierzono. Jedni znaleźli się w różnych partiach, gdzie traktowano ich jak bohaterów, o innych zapomnieliśmy. Ale są też tacy którym nie wiem dlaczego wybaczono. Tylko nam, ze Strefy Wolnego Słowa, ciągle przybywa wrogów, bo nigdy nie zmieniliśmy zdania i ciągle mówimy o zamachu.
Radiem Katowice kierował do niedawna Henryk Grzonka. Ślązak z dziada, pradziada, rozkochany w historii rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach. Odnowił elewację i przywrócił przedwojenny napis POLSKIERADIOKATOWICE. Na maszcie powiewa polska flaga. Przed wejściem na ławeczce zasiadł legendarny Ligoń, twórca rozgłośni w latach 20. XX wieku.
Nie można się dziwić rozkochaniu b. prezesa Grzonki w śląskiej historii, gdyż pradziadek i dwóch dziadków walczyło w Powstaniach Śląskich. Franciszek Wodecki wsławił się w bitwie nad Olzą. Nikt z rodziny nie przyjął Volkslisty, chodzili z opaskami z literą P. Choć dziadek Augustyn Mocz był powstańcem, to nie uniknął wcielenia do Wehrmachtu. Trafił na Front Wschodni. Zdezerterował i wstąpił do AK. Zginął w Grzechyni pod Makowem Podhalańskim w styczniu 1945 r., w ataku na niemieckie umocnienie Berta. Zbierając trzy lata temu materiały do artykułów o historii Śląska natrafiłam na te dokumenty i pamiątki.
Niestety przodkowie Grzonki nie byli oficerami, tylko prostymi żołnierzami walczącymi o Polskę. PiS w ramach „dobrej zmiany” postanowił wymienić go, na syna pułkownika. Ojciec obecnego prezesa Piotra Ornowskiego , płk Stanisław Ornowski był dyrektorem szpitala/sanatorium MSW w Głuchołazach.
Grzonce i jeszcze dwóm kolegom, studentom ostatniego roku, udało się wymigać od występowania w telewizji w mundurze, bo taka moda panowała w stanie wojennym. Sprawa się na szczęście dla nich rozmyła i nie ponieśli konsekwencji za odmowę. Henryk Grzonka, trafił do Radia Katowice zaraz po studiach, na staż w ramach stypendium fundowanego. Został dziennikarzem sportowym. Jego konik to żużel. Nie zajmował się na antenie polityką,
Radiowa Komisja Weryfikacyjna robiła w stanie wojennym, na początku 1982 r. porządki z członkami i sympatykami „Solidarności”. Internowany był wtedy red. Marek Mierzwiak, a wyrzuconych z pracy zostało kilkanaście osób, głównie z techniki, ale i dziennikarze – Jacek Filus, Grzegorz Zmuda, Eugeniusz Labus a nawet szefowa kadr Bożena Ludwig. To właśnie w 1982 r. w stanie wojennym do pracy w kadrach Radia Katowice trafił Piotr Ornowski. Szybko awansowa ł na starszego referenta. W tym czasie wojennym, szefem Radia był Jan Południak.
Po służbie wojskowej, za którą otrzymał pochwałę, Piotr Ornowski wrócił do Radia. Kariera stała przed nim otworem. Ze starszego referenta w dziale kadr, został dziennikarzem muzycznym – takim DJ. Wraz z kolegą założył ZSMP w Radiu. Koledzy radiowcy niespecjalnie lubili Ornowskiego. Drażniła ich między innymi antyklerykalna postawa. Można wierzyć lub nie, ale niekoniecznie musi się wyszydzać wierzących, jak twierdzą jego radiowi współpracownicy.
Prawdziwą karierę zrobił Ornowski za prezesury Wojciecha Poczachowskiego. Został zastępcą naczelnego – dyrektorem programowym. Okres ten jest w Radiu bardzo źle wspominany. Z pracy został zwolniony Grzegorz Zmuda, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności za działalność opozycyjną jeszcze w latach 70. obecny Prezes Oddziału SDP w Katowicach. Wojna z członkiem Zarządu wspomnianym już Jackiem Filusem trwała przez cały ten okres. Można powiedzieć, że przez rozgłośnię przebiegały niezliczone fronty walk.
Pan Piotr Ornowski, jako zaufany Prezesa Poczachowskiego był niestety stroną w konfliktach. Koledzy zarzucali mu, że jako funkcyjny, otrzymuje wysokie honoraria, które z sekretarzem programu Krajewskim wyceniają sobie nawzajem. Poczachowski po odwołaniu go z prezesury Radia Katowice i niedługo po tym, awansowaniu na wiceprezesa Polskiego Radia w Warszawie zabrał Ornowskiego do Programu 3, gdzie krótki czas pracował. Sytuacja w Radiu Katowice uspokoiła się. Najpierw Członkowie Zarządu Jacek Filus i Tomasz Heryszek, a potem Henryk Grzonka wprowadzili spokój, porządek – normalność.
Zaskoczeni mianowaniem Ornowskiego są nie tylko hierarchowie dwóch Archidiecezji ale i posłowie PiS. Wielu z nich twierdzi, że nie mieli z tą kandydaturą nic wspólnego. Warto więc zadać pytanie, kto personalnie – z imienia i nazwiska, i dlaczego, uraczył Śląsk tą „dobrą zmianą”.
Polskie Radio Katowice, było ostatnim przyczółkiem polskości. Do studia zapraszano polityków wszystkich opcji politycznych z wyjątkiem RAŚ. Nie można tego powiedzieć o TVP Katowice, w której liderzy RAŚ gościli często. Pro-RAŚ-owy jest też wysokonakładowy „Dziennik Zachodni”
No cóż „dobra zmiana” nadchodzi – ciekawe dla kogo?
Jadwiga Chmielowska, działaczka opozycji niepodległościowej, Członek Zarządu Regionu Śląsko -Dąbrowskiego „Solidarności” w latach 1980-81, jedna z przywódców podziemia solidarnościowego, ścigana od 13 grudnia 1981 do sierpnia 1990r listem gończym. Z wykształcenia mgr inż. elektronik, dziennikarz. Była dziennikarka TVP a obecnie publicystka, Skarbnik Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, v-ce przewodnicząca Federacji Mediów Niezależnych i Przewodnicząca Ruchu Edukacji Narodowej. Mieszka na Śląsku.
Czy zastanawialiście się dlaczego zaczęto nas intensywnie informować o kaprysach mordercy – psychopaty Breivika? O tym, że jego cela to trzy pokoje, ale narzeka na przestarzałe gry komputerowe, zimną kawę i brzydki widok z okna?
Jako pisarka kryminałów i zwolenniczka spiskowej teorii dziejów widzę tylko jedno sensowne wytłumaczenie. Zakładając ostateczny podbój Europy przez dzikie arabskie hordy intensywnie wspierane przez lewactwo wszelkiej maści, należało zawczasu przygotować listek figowy. Znaleziono więc odpowiedniego psychopatę, podpuszczono go i stworzono dogodną sytuację, żeby mógł sobie trochę pomordować lewacką młodzież na wyspie. Idealne warunki, żeby policja „nie zdążyła” na czas. Nie chodziło wcale o zapobieżenie rzezi, jakieś ofiary trzeba było ponieść. Najważniejszy był sam Breivik, którego od tamtej pory zawsze będzie można przypominać przy każdej masakrze dokonywanej przez tzw. uchodźców. Chodzi o to, żeby nie można było twierdzić, że jeśli nawet nie „każdy muzułmanin jest terrorystą, to każdy terrorysta jest muzułmaninem”.
W ostatnich wyborach parlamentarnych obywatele zadecydowali oddać władzę w ręce jednej partii – Prawa i Sprawiedliwości. Opowiedzieli się nie tylko za radykalną zmianą dotychczasowej polityki, ale za odbudową Polski, za zmianą dotychczasowego systemu funkcjonowania państwa. Chcieli, aby politycy działali w interesie Polski, a nie obcych państw. Wyborcy uwierzyli, że ich kartka wyborcza coś zmieni. Teraz przekonują się, że bez względu na to kto jest u władzy i tak karuzela stanowisk i stare układy są silniejsze. W kolejnych wyborach ludzie nie pójdą już głosować i całkowicie odwrócą się od życia politycznego, a bez poparcia społecznego nie można zbudować niepodległego państwa.
Niektóre z reform już przeprowadzonych wskazują, że wielu polityków PiS posiada wizję naprawy państwa. Niestety, nasz niepokój budzi pomijanie istotnych decyzji i reform, pozostawianie w ministerstwach, we wszystkich ważnych instytucjach centralnych, także w Kancelarii Prezydenta, w Sejmie i Senacie starych urzędników niższego i wyższego szczebla, oraz fala mianowań osób niekompetentnych, a nawet gotowych kontynuować politykę poprzednich rządów PO, PSL i SLD.
– Nadal nie uchylono Ustawy 1066, która pozwala na interwencję na terenie Polski obcym państwom, nawet tym, które nie są członkami Unii Europejskiej.
– Nic nam nie wiadomo o zwróceniu się Prezydenta, rządu, czy jakiejkolwiek władzy konstytucyjnej do NATO o pomoc w wyjaśnieniu sprawy katastrofy rządowego samolotu TU 154 w Smoleńsku. W poprzednim okresie była wielokrotnie zgłaszana taka gotowość ze strony naszych sojuszników, ale nikt z władz konstytucyjnych nie zwrócił się o to – nie jest zrozumiałe dlaczego po zmianie władz nie ma na ten temat żadnej informacji.
– Mimo zapowiedzi narazie nie ujawniono ani zbioru zastrzeżonego IPN, ani Aneksu do Raportu WSI, a nawet temat ten całkowicie zniknął z debaty publicznej. Nie wykorzystano też możliwości zwrócenia się o pomoc do Instytutu Gaucka, o czym kilka lat temu mówiły opozycja. Nie ujawniono agentury służb komunistycznych wśród Polonii, a temat ten stanowi tabu. Jeśli Aneksu do Raportu WSI nie ma to należy wyciągnąć konsekwencje wobec konkretnych osób.
– Nie wyciągnięto konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za stosowanie pozaprawnych represji wobec społeczeństwa. Wystarczy przypomnieć strzelanie do górników z broni gładkolufowej, rokroczne prowokacje policyjne wobec uczestników Marszu Niepodległości, torturowanie kibiców (Akcja „Widelec”), m. in. spalenie budki pod Ambasadą Federacji Rosyjskiej (o co oskarżono Ruch Narodowy). Winni wydawania rozkazów i ich wykonywania nagle przestali rząd interesować. W represjonowaniu Narodu na tak wielką skalę uczestniczyły nie tylko pojedyncze osoby lecz musiały w tym brać udział struktury ministerstw siłowych; dawno te osoby powinny być nie tylko usunięte ze służby lecz ponieść konsekwencje karne, by nigdy w przyszłości nie znaleźli się oficerowie, czy szeregowi funkcjonariusze, którzy daliby się użyć przez sprawujących władze do represjonowania Narodu.
– „Zapomniano” o sfałszowanych wyborach samorządowych i milcząco uznano, iż fałszerstwa wyborcze mogą być podstawą legalnej władzy samorządowej. Kwestia sfałszowanych wyborów samorządowych zagrozi realizacji wielu ważnych programów rządowych, które będą wymagały współpracy z samorządami lub będą powiązane z wydatkami budżetów samorządowych (np. władze lokalne mogą sabotować program 500 plus). Nierozwiązanie spraw związanych ze sfałszowanymi wyborami 2014 roku, pozostawienie samorządów w rękach lokalnych układów politycznych, a częstokroć w rękach lokalnych ponadpartyjnych koterii i mafii, które decydują personalnie, kto ma być w jakiej partii, by bronić gminnego i powiatowego betonu, wcześniej czy później zaowocuje dwuwładzą w Polsce i wojną podjazdową ze strony broniącego się układu. Jedynie powtórzenie zwycięstwa wyborczego w skali samorządowej uchronić może Polskę przed ślepą uliczką tolerowania władz samorządowych pochodzących ze sfałszowanych wyborów.
– Zapomina się o konieczności zmiany zasad funkcjonowania i wymiany składu Państwowej Komisji Wyborczej, która działa na bazie przestarzałej i złej ordynacji wyborczej a ponadto każdorazowo i poza wszelką kontrolą uchwala takie Wytyczne pracy Obwodowych Komisji Wyborczych, które z roku na rok generują coraz bardziej doprecyzowane rozwiązania umożliwiające fałszownie wyborów. Przedstawiane w tym względzie dowody przez nasze Stowarzyszenie RKW oraz złożona przez nas w Kancelarii Prezydenta propozycja odbycia spotkań i rozmów w tym względzie, powiadomienia już w 2015 roku różnych instytucji o karygodnych praktykach PKW, w ogóle nie doczekały się do dziś jakiejkolwiek reakcji, ani ze strony tych instytucji, ani nawet przez urzędników Kancelarii Prezydenta RP, odpowiedzialnego za prawidłowy przebieg wyborów w Polsce.
– Przygotowana ustawa o ochronie ziemi zakazuje jedynie sprzedaży ziemi państwowej, zapominając o ochronie przed sprzedażą cudzoziemcom ziemi prywatnej, wprowadza natomiast szereg niepotrzebnych utrudnień dla polskich rolników przy obrocie ziemią sąsiedzką przekazując jako organowi nadzoru obrotu ziemią skorumpowanej i skompromitowanej wielokrotnie w przeszłości Agencji Nieruchomości Rolnych; od jej decyzji nie ma przewidzianej instancji odwoławczej i prewencyjnego nadzoru rządu lub Sejmu nad spływającymi ofertami kupna-sprzedaży ziemi rolnej.
– Nie ma ze strony Pana Prezydenta ani rządu odpowiedzi na zebrane ponad 2,6 milionów podpisów domagających się referendum w sprawie zakazu sprzedaży ziemi rolnej i leśnej w ręce cudzoziemców. Nie wiemy nic na temat procedowania ustawy zabezpieczającej przed wyprzedażą lasów. Decyzja o sprzedaży ziemi rolnej lub leśnej nie może zależeć od postawy ministra bowiem skład rządu zawsze może się zmienić. Powinna być gwarancja konstytucyjna, a więc powinno się odbyć referendum, którego Naród żądał.
– Nie wymieniono rad nadzorczych w spółkach węglowych i nadal nie wiemy, kto jest odpowiedzialny za sytuację w kopalniach węgla kamiennego. Nie podjęto działań wiarygodnych i na odpowiednią skalę angażujących odpowiednie ministerstwa, by wyjaśnić sprawy związane z nietykalną mafią węglową.
– W MSZ rzuca się w oczy brak jakichkolwiek zmian wewnątrz resortu, jak i w placówkach dyplomatycznych, mimo że pracownicy ambasad i konsulatów angażują się w działania KOD. W kluczowych państwach sojuszniczych interesy naszego państwa i politykę nowego rządu mają realizować osoby związane ściśle z poprzednią ekipą rządową lub wręcz z byłym ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim.
Piotr Puchta – funkcjonariusz wojskowych służb specjalnych PRL, którego karierę w Zarządzie II Sztabu Generalnego WP, poprzedniczce WSI, wspierali generałowie Kiszczak i Jaruzelski został postawiony na czele ważnego departamentu MSZ. Jego ojciec Janusz Puchta był wiceszefem WSI i wieloletnim agentem II Zarządu Sztabu Generalnego WP w PRL.
– Poparcie Marka Belki na stanowisko szefa Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju jest niezrozumiałe, gdyż jest on kontynuatorem polityki Balcerowicza. Jego promotorzy zapomnieli widać o jego uwikłaniu we współpracę z SB (zarejestrowany jako ko „Belch”), jest on odpowiedzialny za zaciągnięcie kredytu w MFW wbrew stanowisku ówczesnego prezesa NBP Sławomira Skrzypka, a w czasie rządów PO-PSL chciał posłużyć się środkami NBP, by zapewnić zwycięstwo wyborcze PO.
– W terenie niektórzy działacze partii rządzącej blokuje zmiany, starając zapewnić przetrwanie status quo, gdyż spodziewając się przegranej w następnych wyborach, chcą jedynie dojść do porozumienia z zastanymi układami.
– Z wielkim zadowoleniem przyjęto zapowiedź zmian w mediach publicznych i oddanie ich na służbę narodowi. Obywatele oczekują, że dyskutowana ustawa medialna sprawi, że nie będą one, jak dotąd, służyć jednej partii politycznej i postmodernistycznej ideologii. Niestety na stanowiska prezesów i dyrektorów zostały często powołane osoby niekompetentne i skompromitowane w środowisku nie tylko dziennikarskim. Zmiany w mediach, zwłaszcza w ośrodkach regionalnych, nadal mają charakter pozorowany.
Pragniemy zwrócić uwagę, że obywatele wiele oczekują od obecnych władz. Jeśli zostaną zawiedzeni, odwrócą się od PIS. Będzie to sytuacja bardzo niebezpieczna dla Polski, bo podobnej politycznej alternatywy w obecnej sytuacji na razie nie widać, a powrót do władzy poprzedniej ekipy oznaczałby zwycięstwo Targowicy ze wszystkimi tego analogiami i konsekwencjami.
Warszawa, dnia 24 marca 2016 r.
Zarząd Stowarzyszenia RKW – Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy
Przez całe sześć lat od tragedii smoleńskiej z głównych mediów popierających ekipę Tuska mogłem się dowiedzieć, że jestem paranoikiem, który szuka zamachu w wyjaśnionej katastrofie, tworzy sektę i nie potrafi pogodzić się z oczywistymi faktami. Jednocześnie za wszelką cenę udowadniano, że zajmowanie się Smoleńskiem przyniosło mi ogromne zyski. Widać paranoja jest stanem, w którym łatwiej się dorobić.
Prawda jest taka, że wprawdzie przybyło nam trochę czytelników, ale na środowisko „Gazety Polskiej” nałożono całkowitą cenzurę. Wolno było o nas mówić tylko w taki sposób, żeby nas ośmieszać. Żaden dziennikarz nie mógł wystąpić pod naszym logo ani w publicznych mediach, ani w niemal wszystkich liczących się prywatnych. Inne środowiska dziennikarskie, opozycyjne wobec władzy, nie zostały dotknięte represjami w takim samym stopniu. Zresztą wiele z nich odcinało się od nas w tej sprawie. Po mniej więcej dwóch latach część z nich zaczęła powoli zmieniać zdanie. To znaczy racji nam nie przyznali, ale chętnie zaczęli ubierać się w nasze buty. Nie miałem o to pretensji, bo był to w sumie nasz sukces. Ich nawrócenia choć trochę się przydały dla sprawy. Trafiali do publicznych mediów i mogli zarażać ludzi wątpliwościami dotyczącymi zarówno samego śledztwa, jak i tragedii z kwietnia 2010 r. Dzisiaj następuje kolejna fala gwałtownych nawróceń. Ludzie, którzy do wygranej PiS-u uważali nas, Antoniego Macierewicza, a nierzadko Jarosława Kaczyńskiego za bandę paranoików, odkrywają publicznie, że istniał przemysł pogardy, a śledztwo źle prowadzono. Prywatnie, na Twitterach i Facebookach, dalej nazywają nas paranoikami – na ogół odpuszczają Kaczyńskiemu. O nim mówią, co naprawdę myślą, tylko w najbardziej zaufanych gronach. A że towarzystwo szemrane, to po paru godzinach jeden na drugiego komuś doniesie i pół miasta wie.
W zasadzie nie ma co się na to oburzać. Koniunkturalizm towarzyszy każdej władzy, a karierowiczostwo to część natury sporej części ludzkości. Problem w tym, że tacy ludzie nie są w stanie kształtować postaw. Polacy bardzo szybko wyczuwają fałsz i raczej komuś takiemu nie zaufają. Kiedy tego typu kariery dotyczą gospodarki, nie ma to większego znaczenia. Oczywiście jest to dla ludzi gorszące, ale prezes firmy produkującej komercyjne wyroby nie musi zachęcać do postaw moralnych, tylko do kupowania towarów. Niech myśli, co chce, byle je dobrze produkował. Dużo gorzej jeżeli takie postawy widać w mediach. Media potrzebują charakterów. Dzisiaj postęp technologiczny jest tak ogromny, że wiedza specjalistyczna zdobywana przez lata na temat tworzenia mediów szybko staje się nieaktualna. Dlaczego czasem jeden videobloger ma większą oglądalność niż drogie stacje? Bo ludzie dostrzegają w nim coś autentycznego. O tym, że niewielkie media potrafią pokonać gigantów, boleśnie w zeszłym roku przekonała się rządząca ekipa z PO. Mieli nad nami totalną przewagę finansową, w zasięgu technicznym i logistyce. Polegli z kretesem. Również w sprawie Smoleńska. Dzisiaj część pracujących dla tamtej władzy dziennikarzy przeżywa nawrócenia Szawłowe i jawi się jako ostoja uczciwości. Ci najbardziej skompromitowani, którzy już nikogo nie przekonają, że są uczciwi, promują się jako „profesjonaliści”.
No cóż, a „Gazeta Polska”? To jednak ciągle banda paranoików. My przecież robimy to na serio. Więc cenzurują nas jak dawniej. Całe szczęście. Gdyby wszyscy autentycznie się do nas upodobnili, to pewnie nie mielibyśmy nic do roboty. A PiS na nawróconych będzie mógł długo liczyć. Co najmniej do pierwszego poważnego potknięcia.
Hans-Dietrich Genscher, niemiecki polityk i dyplomata, wieloletni minister spraw wewnętrznych i zagranicznych oraz wicekanclerz RFN zmarł wczoraj w wieku 89 lat z powodu niewydolności układu sercowo-naczyniowego.
Urodził się 21 marca 1927 roku w Reideburgu, w Saksonii-Anhalt. W 1942 roku wstąpił do Hitlerjugend. Podczas wojny służył w oddziałach pomocniczych obrony przeciwlotniczej, a w styczniu 1945 roku zgłosił się do Wehrmachtu. Po ustaniu walk znalazł się w niewoli amerykańskiej, a następnie brytyjskiej. Gdy go zwolniono, powrócił w rodzinne strony. Wówczas była to sowiecka strefa okupacyjna. W 1952 roku wyjechał do RFN i osiadł w Bremie. Rozpoczął pracę jako prawnik. Szybko też zaczął piąć się po szczeblach kariery Wolnej Partii Demokratycznej (FDP), partii wchodzącej w skład niemieckiego rządu.
Od 1969 do 1974 roku był ministrem spraw wewnętrznych. W tym okresie, podczas igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 roku, doszło do ataku palestyńskich terrorystów na ekipę Izraela. „To był najstraszniejszy dzień mojej długiej kariery jako członek niemieckiego rządu. Nikomu nie życzę, żeby czegoś takiego doświadczył” – opowiadał później Genscher, wyjaśniając, że cały czas starał się wtedy o zwolnienie zakładników pokojową drogą.
W 1974 roku znalazł się on w gabinecie kierowanym przez kanclerza Helmuta Schmidta. Objął stanowiska wicekanclerza i ministra spraw zagranicznych. Starał się zmniejszać tarcia między blokami geopolitycznymi podczas zimnej wojny. „Naszym celem jest pokój w Europie, w której samostanowiący niemiecki naród odzyska swoją jedność” – powiedział w 1975 r. na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku.
Był współtwórcą zjednoczenia Niemiec. „Przybyliśmy do was, by poinformować, że dziś zezwolono na wasz wyjazd” – to właśnie zdanie wypowiedziane przez Genschera 30 września 1989 roku na balkonie ambasady RFN w Pradze zapisało się w pamięci milionów Niemców. Działo się to w momencie, gdy walił się berliński mur.
14 listopada 1990 roku niemiecki polityk wspólnie z Krzysztofem Skubiszewskim podpisał traktat między RFN i Polską o potwierdzeniu granicy na Odrze i Nysie. W 1992 roku zrezygnował ze stanowisk wicekanclerza i ministra spraw zagranicznych. Pełnił funkcję honorowego przewodniczącego FDP.
Senat przyjął ustawę o dekomunizacji nazw upamiętniających komunizm. W Polsce jest jeszcze ok. 1400 takich nazw. Samorządy we współpracy z IPN em będą miały dwa lata na wykonanie ustawy. Krakowski radny Bolesław Kosior złożył wniosek o zmianę nazw ulic poświęconych literatom, którzy w lutym 1953 r. poparli haniebną rezolucję w sprawie tzw. procesu krakowskiego. Warto przypomnieć, że w tym pokazowym procesie bolszewicy skazali trzech księży na śmierć, a pozostałe cztery osoby na długoletnie więzienie. Kiedy księża oczekiwali na wykonanie wyroku śmierci, 53 członków Związku Literatów napisało rezolucję, w której w pełni popierali wyrok tzw. sądu. Właśnie takiego moralnego poparcia oczekiwali wtedy komunistyczni bandyci. To czym różnili się ci, którzy wydali wyroki, od tych, którzy ich wsparli? Czy późniejszy dorobek literacki np. Wisławy Szymborskiej w jakikolwiek sposób zmył z niej tę hańbę? Pytanie jest zasadne, ponieważ po wniosku Kosiora odezwały się liczne głosy nawołujące do rozsądku. W najbliższym czasie Polacy będą musieli decydować, czy zdekomunizujemy Polskę, czy znowu posłuchamy tych, którzy są „za, a nawet przeciw”.
Aby Zmartwychwstały Chrystus obudził w nas to, co jeszcze uśpione, ożywił to, co już martwe; niech światło Jego słowa prowadzi nas przez życie do wieczności. Radosnych Świąt w gronie rodzinnym życzy czytelnikom