„Akta Scholza. Sojusznik Moskwy”. Niemiecki historyk ujawnia fakty nt. młodego aktywisty przyjmowanego na salonach NRD

Niemiecki historyk Hubertus Knabe jest ekspertem ds. komunistycznych dyktatur w Europie wschodniej, ze szczególnym uwzględnieniem NRD. Jest również dyrektorem naukowym Berlin-Hohenschönhausen Memorial, muzeum i miejsca pamięci w słynnym byłym więzieniu i katowni Stasi w Berlinie. Jest związany z niemieckimi Zielonymi. Na swojej stronie przedstawił interesujące fakty dotyczące aktualnego kanclerza Niemiec z czasów kiedy ten był „młodym aktywistą”.

Ambiwalentna postawa Olafa Scholza wobec wojny na Ukrainie rodzi nie tylko wątpliwości co do rzeczywistych intencji kraju, który uważa się za tzw. „moralne imperium”, ale również niszczy pozycję Niemiec jako europejskiego przywódcy. 

Katastrofa strategii Niemiec „obłaskawiających Rosję” jest oczywiście w wielkim stopniu winą Angeli Merkel, która latami budowała wraz z Putinem sieć wzajemnych powiązań finansujących dzisiejszą agresję. Mówiło się również o budowie „wspólnej przestrzeni od Lizbony do Władywostoku”. Jednak to dopiero Olaf Scholz został skonfrontowany z rzeczywistą agresją Rosji na Ukrainę i zrobił wiele, by nie ufać jego intencjom w tym zakresie. Jest krytykowany zarówno za granicą jak i w samych Niemczech. 

Pewną odpowiedzią na pytania o jego obecną postawę są informacje, które ujawnia niemiecki historyk Hubertus Knabe. Informacje ukazującego „młodego aktywistę”, który w latach osiemdziesiątych był przyjmowany na salonach komunistycznych notabli NRD.

„Pacyfista”

– Konflikt o rozmieszczenie prawie 100 tys. rosyjskich wojsk

[właściwie ok. 200 tysięcy – przyp. red.]

na granicy z Ukrainą przypomina lata 70. ubiegłego wieku, kiedy to Związek Radziecki skierował na Europę Zachodnią setki rakiet jądrowych średniego zasięgu. NATO zdecydowało się wówczas na dozbrojenie w podobne rakiety i jednocześnie zaproponowało Kremlowi negocjacje, jednak wielu socjaldemokratów nie chciało słyszeć o militarnych przeciwdziałaniach. Tak zwana podwójna decyzja doprowadziła do masowych protestów w Republice Federalnej, ale w końcu osiągnęła swój cel: w 1987 roku Związek Radziecki zobowiązał się do ponownego wycofania nowej broni z użytku.

Jednym z liderów protestów przeciwko ówczesnej polityce NATO był Olaf Scholz. Stare zdjęcia pokazują go demonstrującego przeciwko amerykańskim rakietom w Bonn. W kwestii dozbrojenia, pisał w 1982 roku w „Zeitschrift für Sozialistische Politik und Wirtschaft”, „może być tylko zdecydowane NIE postępowych sił demokratycznych w tym kraju.”

(…)

Jeśli prawdą jest, że poglądy polityczne kształtuje się w młodym wieku, to stosunki z Rosją mogą wkrótce doprowadzić do sporych kontrowersji w niemieckim rządzie. Scholz bowiem na początku swojej kariery politycznej w konflikcie z Moskwą zajmował stanowiska zdecydowanie bliskie Kremlowi. Jak wynika z niepublikowanych dotąd dokumentów w Archiwum Federalnym, również osobiście utrzymywał bliskie kontakty z urzędnikami w NRD i ZSRR.

– pisze Knabe

Tekst jest ilustrowany liczną dokumentacją zdjęciową, np. zdjęciem Olafa Scholza na anteamerykańskiej demonstracji z 1982 roku pod hasłem „Podporządkowanie imperializmowi USA”.

Na salonach komunistycznych notabli NRD

Według opisywanych przez Knabego dokumentów Scholz po raz pierwszy spotkał się z wysoko postawionymi przedstawicielami FDJ i sowieckiego Komsomołu najpóźniej w marcu 1983 roku. Okazją do tego był nadzwyczajny federalny kongres Jusos (młodzieżówki SPD), na który zaproszono również kilka lojalnych wobec Moskwy związków młodzieżowych. „Dyskusja i podejmowanie decyzji”, według sprawozdania delegacji NRD, „udokumentowały rosnącą jedność Młodych Socjalistów w ich sprzeciwie wobec stacjonowania nowych amerykańskich rakiet średniego zasięgu”. Jednogłośnie obarczyli USA odpowiedzialnością „za niezwykle niebezpieczną eskalację sytuacji międzynarodowej”.

– We wrześniu 1983 roku Młodzi Socjaliści po raz pierwszy wzięli udział w „Międzynarodowym obozie młodzieżowym” w NRD. Imprezie, która odbyła się w Werderze koło Poczdamu, przyświecało hasło „Pokój jest naszym pierwszym prawem człowieka! Europa nie może stać się Euroshimą!” Przez sześć dni uczestnicy byli indoktrynowani wykładami funkcjonariuszy SED [enerdowska partia komunistyczna – przyp. red.], imprezami i wycieczkami. Liderem dziesięcioosobowej delegacji Juso był Scholz, który – jak relacjonował później jeden z uczestników – również wieczorem poszedł do sauny razem z „notablami FDJ” [młodzieżówka enerdowskiej partii komunistycznej – przyp. red.]

– pisze Knabe

Indoktrynacja młodych socjalistów

Dalej niemiecki historyk opisuje cały proces enerdowskiej indoktrynacji młodych zachodnioniemieckich socjalistów i jego wpływ na ich „pacyfistyczne” działania na terenie Niemiec zachodnich.

Jednym z najciekawszych elementów wydaje się być

wizyta u Egona Krenza, podówczas drugiego najważniejszego funkcjonariusza SED, później jej sekretarza generalnego.

– Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Scholz i jego towarzysze pojawili się na przejściu granicznym w Berlinie przy Friedrichstraße rano 4 stycznia 1984 roku. Przyjął ich emisariusz FDJ i zawiózł do domu gościnnego Rady Ministrów NRD. Ponieważ z góry nalegali na rozmowę nie tylko z liderem FDJ Eberhardem Aurichem, ale także z przedstawicielem Komitetu Centralnego, zostali przyjęci tego samego ranka przez Egona Krenza, drugiego najważniejszego wówczas funkcjonariusza SED. W ten sposób 25-letni Scholz trafił nie tylko do NRD-owskiego programu informacyjnego „Aktuelle Kamera”, ale także na pierwsze strony centralnego organu SED „Neues Deutschland” i organu FDJ „Junge Welt”

(…)

Według wewnętrznego raportu FDJ, Jusos zapewniał Krenza, że chce pomóc w stworzeniu „takiego klimatu w Republice Federalnej, aby niebezpieczeństwo rozmieszczenia rakiet było żywe w świadomości ludności.” Dlatego też prowadziliby aktywną kampanię na rzecz referendum przeciwko amerykańskim rakietom w dniu wyborów europejskich. Nigdzie nie ma wzmianki o krytyce radzieckich rakiet SS 20.

– pisze niemiecki historyk

– W okresie późniejszym Jusos regularnie spotykał się z urzędnikami NRD. Tylko w 1984 roku granicę wewnątrzniemiecką przekroczyło jeszcze sześć delegacji. Punktem kulminacyjnym była „wizyta powrotna” Auricha w Bonn 17 grudnia 1984 roku. W projekcie wspólnego komunikatu Jusos i FDJ zarzuciły rządowi federalnemu, że zgadzając się na rozmieszczenie amerykańskich rakiet, „przyjął na siebie ciężką współodpowiedzialność za zaostrzenie sytuacji międzynarodowej”. Wspólnie domagali się natychmiastowego zatrzymania i demontażu już istniejących systemów. Ponadto odrzucili „wszelkie rozmowy o rzekomej ‚otwartej kwestii niemieckiej'”.

Do 1988 roku liderzy Jusos i FDJ spotkali się jeszcze dziewięć razy. Scholz, który uchodził za „przywódcę frakcji” skrzydła Stamokapu

[frakcji, która uważała, że kapitalizm znaduje się w ostatniej fazie –
przyp. red.]

, był teraz także częstym gościem w NRD. We wspomnieniach lidera FDJ Auricha znajduje się na przykład zdjęcie pokazujące go we wrześniu 1987 roku w grupie funkcyjnych na Marszu Pokoju Olofa Palmego w Wittenberdze. Tam wygłosił przemówienie na wiecu pokojowym Komunistycznej Ligi Młodzieży, które było również transmitowane przez radio NRD. Według Auricha „w ścisłej współpracy z młodymi socjalistami” zorganizowano również „Międzynarodowe Młodzieżowe Seminarium Pokojowe”, które kilka miesięcy wcześniej otworzył przywódca SED Erich Honecker i które przez wiele dni świętowano w NRD-owskich mediach. Kilka razy w roku Jusos i FDJ organizowały również wspólne seminaria, a grupa robocza obu organizacji regularnie omawiała kwestie związane z bronią.

Sojusznicy Moskwy

W opisywanej przez niemieckiego historyka niejawnej analizie Centralnej Rady FDJ funkcjonariusze dokonali bilansu w 1988 roku, w której opisali jak udało im się nakłonić Jusos do udziału w inicjatywach pokojowych, które przyciągnęły dużą uwagę międzynarodową. „Jusos stali się partnerami FDJ w walce o pokój. Między innymi „aktywny udział Jusos w realizacji XII. Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów 1985 w Moskwie.”. W dokumencie podkreślono gotowość Jusos do współpracy z lojalnymi wobec Moskwy organizacjami młodzieżowymi także na szczeblu międzynarodowym. – „Należy wywierać wpływ na Jusos w taki sposób, aby zakotwiczyć i stabilnie reprezentować propozycje pokojowe Związku Radzieckiego, NRD i innych państw socjalistycznych, które popierają, na swoim obszarze sojuszniczym w FRG i w Międzynarodowym Związku Młodzieży Socjalistycznej.”.

W wewnętrznych dokumentach FDJ można również przeczytać, że jako wspólny zestaw ideałów postrzegali oni również poszukiwanie wspólnych wrogów w „w kompleksie militarno-przemysłowym USA”.

„Konstruktywnie” rozwijającą się współpracę przerwał dopiero upadek komunizmu.

[Z całością materiału można się zapoznać TUTAJ]

źródło: tysol.pl

zdjęcie:

Sojusznicy Moskwy

W opisywanej przez niemieckiego historyka niejawnej analizie Centralnej Rady FDJ funkcjonariusze dokonali bilansu w 1988 roku, w której opisali jak udało im się nakłonić Jusos do udziału w inicjatywach pokojowych, które przyciągnęły dużą uwagę międzynarodową. „Jusos stali się partnerami FDJ w walce o pokój. Między innymi „aktywny udział Jusos w realizacji XII. Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów 1985 w Moskwie.”. W dokumencie podkreślono gotowość Jusos do współpracy z lojalnymi wobec Moskwy organizacjami młodzieżowymi także na szczeblu międzynarodowym. – „Należy wywierać wpływ na Jusos w taki sposób, aby zakotwiczyć i stabilnie reprezentować propozycje pokojowe Związku Radzieckiego, NRD i innych państw socjalistycznych, które popierają, na swoim obszarze sojuszniczym w FRG i w Międzynarodowym Związku Młodzieży Socjalistycznej.”.

W wewnętrznych dokumentach FDJ można również przeczytać, że jako wspólny zestaw ideałów postrzegali oni również poszukiwanie wspólnych wrogów w „w kompleksie militarno-przemysłowym USA”.

„Konstruktywnie” rozwijającą się współpracę przerwał dopiero upadek komunizmu.

[Z całością materiału można się zapoznać TUTAJ]

zdjęcie: Hubertus Knabe

źródło: tysol.pl

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Handel ludźmi

Jak się Wam podobało wystąpienie Ursuli von der Leyen na Lampedusie? Mnie nasunęło się porównanie z hydraulikiem. Może dlatego, że mieszkam w Warszawie zarządzanej przez Szambolana Trzaskowskiego.
Załóżmy taką sytuację. Wzywasz majstra, bo zalało ci mieszkanie. Przypuszczasz, że zakręci najpierw odpowiedni zawór, a potem naprawi pękniętą rurę. A on zamiast tego udziela ci rady, żebyś wziął wiadro i w ramach solidarności pozalewał mieszkania sąsiadów.


To absurd, czy może jednak działanie celowe? Kto traci na nasyłaniu barbarzyńców na Europę, to wszyscy wiemy. A kto i co zyskuje? Ta kwestia jest dziwnie pomijana. Spróbujmy więc odpowiedzieć na to pytanie.
Putinowi, któremu roi się panowanie na obszarze od Kamczatki po Lizbonę, nachodźcy są bardzo przydatni. Zrujnowana Europa z wdzięcznością przyjmie rosyjski zamordyzm, byle tylko zapanował wreszcie spokój. Rękami Łukaszenki sprowadza jakąś hołotę, szkoli w Moskwie i wysyła na polską granicę. Najprawdopodobniej ma też dil z przemytnikami ludzi z Afryki, którzy zarabiają podwójnie: od przemycanych i za przemycanych.


Zakręcenie tego kurka byłoby najprostszą operacją policyjną, jaką można sobie wyobrazić. I to jest zapewne powodem, dla którego się o tym nie wspomina, wysyłając z Unii Europejskiej na Lampedusę osobę zaprawioną w niewybrednych kłamstwach.

źródło: Małgorzata Todd

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Azyl i migracja: bilans rozmów reformatorskich

W środę debata na temat konieczności szybkiego przyjęcia kompleksowego europejskiego paktu w sprawie imigracji i azylu oraz wyzwań stojących przed krajami UE. W kontekście ciągłego napływu uchodźców do UE drogą morską posłowie do PE będą debatować nad statusem negocjacji w sprawie nowych europejskich przepisów dotyczących migracji i azylu z hiszpańską prezydencją Rady i Komisją. Ważną rolę odegra sytuacja w niektórych krajach, np. we Włoszech, w szczególności na wyspie Lampedusa. Po tym, jak Parlament potwierdził swoje stanowisko w sprawie głównych wniosków w kwietniu 2023 r., posłowie do Parlamentu Europejskiego i państwa członkowskie zaangażowali się w intensywne negocjacje, aby osiągnąć znaczącą solidarność i dzielić się odpowiedzialnością za bardziej sprawiedliwe zarządzanie migracją. To jeden z głównych priorytetów Parlamentu Europejskiego, który chce zakończyć reformę przed wyborami europejskimi w czerwcu 2024 roku. Debata: środa, 4 października Procedura: Oświadczenia Rady i Komisji

źródło: https://www.europarl.europa.eu/news/de/agenda/briefing/2023-10-02/2/asyl-und-migration-bilanz-der-reformgesprache

zdjęcie: TVPINFO – fot. Valeria Ferraro/Anadolu Agency via Getty Images

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

LINIA KULIKOWA

Jeżdżąc po Polsce widzę, jaki szok wywołały dokumenty na temat planów obrony Polski z czasów Donalda Tuska. Wedle zamierzeń ówczesnego dowództwa, wkraczające wojska rosyjskie miały nie napotkać żadnego oporu aż do linii Wisły.

Mam wrażenie, że w debacie publicznej wreszcie zaczęliśmy rozmawiać o sprawach naprawdę istotnych. Takich decyzji, jakie podjęła ekipa Tuska, nie mógł podjąć żaden rząd w jakikolwiek sposób związany z Polską. Prawie połowa terytorium naszego kraju i kilkanaście milionów ludzi znalazłoby się pod okupacją, i to w ciągu kilku dni. Los tych obywateli Polski nie byłby różny od losu mieszkańców Buczy, Mariupola czy Iziumu. Ci, którzy próbowaliby uciec przed agresorem, zostaliby zmasakrowani na zatłoczonych drogach. Reszta poddana byłaby gwałtom, grabieżom i mordom, które widzimy na Ukrainie. Jeszcze gorszy los spotkałby ludzi, którzy znaleźliby się na „rubieży strategicznej”, czyli pierwszej linii obrony. Miała ona przebiegać wzdłuż linii Wisły i Wieprza. Warszawa, Toruń, Bydgoszcz, Gdańsk zostałyby kompletnie zrujnowane w wyniku bezpośrednich walk. Szanse obrony byłyby niewielkie, gdyż NATO realnie potrzebowało trzech miesięcy, żeby zebrać siły zdolne do kontrataku, miesiąca na jakąś skuteczniejszą obronę. Nie mieliśmy w Polsce wojsk NATO-wskich, bo polityka Tuska doprowadziła do złamania planów budowy nad Wisłą infrastruktury amerykańskiej. Kraj w najlepszym wypadku rozpadłby się na dwie części. Jedna byłaby pod bezpośrednią okupacją rosyjską, a druga, masakrowana działaniami wojennymi, stanowiłaby bufor dla zorganizowania obrony NATO na linii Odry.

Jeżeli Rosjanie zatrzymaliby się na linii Wisły lub trochę dalej, „wolna” cześć państwa polskiego stanowiłaby jedynie zaplecze wielkich Niemiec. Na pewno linia Wisły odsuwałaby od Berlina poważniejsze koszty wojny. Wszystkie realne straty poniosłaby Polska.

Wojna na linii Wisły nie była oryginalnym planem sztabowców za Tuska. W czasach marszałka ZSRS Wiktora Kulikowa, który dowodził wojskami Układu Warszawskiego, zakładano, że w razie wybuchu wojny Sowietów z NATO główne kontruderzenie nuklearne będzie przebiegało właśnie na linii Wisły. W pierwszym rzucie miały zginąć miliony osób. Reszta powoli konałaby w chorobie popromiennej. Widząc te plany, pułkownik Ryszard Kukliński zdecydował się na współpracę z Amerykanami. Zmienił ich doktrynę obronną i doprowadził do takiej przewagi NATO, że Moskwa zrezygnowała z wojny. Być może uratował nas przed kompletną zagładą.

Niestety, linię Kulikowa odtworzono w czasach Tuska. Nawet trudno mieć pretensję do wojskowych, bo organizowali obronę tak, jak się dało. Rząd PO-PSL rozbroił kompletnie armię i tym, co z niej zostało, całej Polski bronić nie sposób.

Co nas uratowało? Nie wiem, kiedy Rosja planowała atak na Polskę. Wiem jednak, że musiała sobie zapewnić przynajmniej neutralność Ukrainy. Bunt na Majdanie w 2013 roku przeciwko próbie zwasalizowania Kijowa zajął wojska rosyjskie na lata. Jednocześnie ostatecznie zakończył politykę resetu ze strony USA. Dwa lata później PO straciła władzę i Polska zaczęła odbudowywać własną armię. Dostaliśmy osiem lat względnego spokoju, poza hybrydowym atakiem od strony Białorusi, wspieranym przez część opozycji.

Ten czas może się jednak skończyć. Wybór należy do nas. Powrót do linii Kulikowa jest ciągle możliwy.

Tomasz Sakiewicz

albicla.com/TomaszSakiewicz
źródło: Gazeta Polska | www.gazetapolska.pl

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Przestępstwo wyborcze – niszczenie materiałów wyborczych!

W czasie kampani wyborczej materiały wyborcze (na przykład plakaty wyborcze kandydatów) podlegają prawnej ochronie pod groźbą aresztu albo grzywny do 5 000 zł. Sprawy te reguluje Kodeks Wyborczy.

https://stowarzyszenierkw.org/polityka/wybory/przestepstwo-wyborcze-niszczenie-materialow-wyborczych/

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Biały Dom żąda reform na Ukrainie

„Ukraińska Prawda” poinformowała, że zastępca doradcy Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Pyle przesłał list do premiera Ukrainy Denisa Szmyhala i na adres Kancelarii Prezydenta Ukrainy, zawierający listę reform, które Ukraina powinna przeprowadzić, aby móc nadal udzielać jej pomocy. Dotyczą one np. funkcjonowania przedsiębiorstw państwowych, organów antykorupcyjnych, władzy sądowniczej. Dlaczego USA wystąpiły z takimi żądaniami? Przypomniano słowa Joego Bidena, który na spotkaniu z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim mówił o „wspieraniu reform mających na celu zwalczanie korupcji, tworzenie środowiska, w którym biznes może prosperować, a amerykańskie i europejskie firmy będą chciały inwestować”. Ukraina, pomimo toczącej się wojny, nadal jest bastionem korupcji, a w szczególności w wymiarze sprawiedliwości i organów ścigania, niewyjaśnione są związki części polityków, urzędników i biznesu. A chodzi o miliardy dolarów. Należy pamiętać, że Ihor Kołomojski, jeden z najbogatszych ludzi na Ukrainie, wypromował Wołodymyra Zełenskiego najpierw jako komika, a następnie jako polityka, a ich związki nie ograniczały się do faktu, że obaj pochodzą z żydowskich rodzin z obwodu dniepropietrowskiego.

Ryszard Kapuściński

albicla.com/ryszardkapuscinski

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Najwięksi sojusznicy Stalina!

Władzy Radzieckiej, ze wszystkich istniejących głównych sojuszników proletariatu – a takim jest moim zdaniem czterech. „Walka, konflikty i wojny między naszymi wrogami to – powtarzam – nasz niezwykle wielki sojusznik.”

Od lat jesteśmy konfrontowani z problemami uchodźców na granicy południowej Europy a obecnie konflikt na granicy polsko-białoruskiej, obserwujemy ciągłe napięcia między obozem rządzącym a opozycją, ciągłe napięcia Warszawa-Bruksela w domyśle Berlin-Paryż. Zarzuty padają z różnych stron,

ale często spójne między opozycją a Brukselą. Dlaczego? Być może jest odpowiedź na to pytanie jeśli zdamy sobie sprawę za kogo miał Józef Stalin za swoich największych sojuszników już w latach dwudziestych ubiegłego stulecia. Poniżej cytujemy jego myśli:

„Władzy Radzieckiej, ze wszystkich istniejących głównych sojuszników proletariatu – a takim jest moim zdaniem czterech.

Pierwszym sojusznikiem rewolucji jest chłopstwo. Wszyscy pozostali sojusznicy chociaż mają przed sobą wielką przyszłość i stanowią olbrzymią rezerwę naszej rewolucji, nie mają jednak niestety, sił na to, by udzielić teraz bezpośredniej pomocy naszej władzy naszemu państwu.

Cóż to za sojusznicy?

Pierwszy sojusznik, podstawowy nasz sojusznik – to proletariat krajów rozwiniętych. Przodujący proletariat Zachodu – to największa siła i najwierniejszy sojusznik naszej rewolucji i naszej władzy.

Cieszymy się jego pośrednim, jego moralnym poparciem, którego wartości nie podobna nawet oszacować, które jest nieocenione – tak dalece ważna jest ta pomoc.

Drugim sojusznikiem są kolonie, ujarzmione narody w słabo rozwiniętych krajach, uciskanych przez kraje bardziej rozwinięte. Jest to towarzysze, olbrzymia rezerwa naszej rewolucji. Walka jej rozpłomienia się jednak zbyt powoli. Sojusznik ten idzie ku nam z bezpośrednią pomocą, ale jak widać chyba nie prędko przybędzie.

Mamy trzeciego sojusznika, nieuchwytnego, bezosobowego, ale w najwyższym stopniu ważnego.

Są to te konflikty i sprzeczności między krajami kapitalistycznymi, które są bezosobowe, ale bezwzględnie stanowią ogromne poparcie dla naszej władzy i naszej rewolucji. Może się to wydawać dziwne, ale jest to fakt, towarzysze. Gdyby dwie podstawowe koalicje krajów kapitalistycznych podczas wojny imperialistycznej w 1917 roku nie toczyły ze sobą śmiertelnej walki, gdyby nie były zajęte sobą, nie mając wolnego czasu na to, by zająć się walką z Władzą Radziecką, to kto wie, czy władza Radziecka utrzymałaby się wówczas.

Walka, konflikty i wojny między naszymi wrogami to – powtarzam – nasz niezwykle wielki sojusznik.

Rzecz tak się ma, że światowy kapitał po wojnie po przebyciu kilku kryzysów zaczął powracać do siebie. To trzeba przyznać. Podstawowe kraje zwycięskie – Anglia i Ameryka nabrały teraz takiej siły, że uzyskały materialną możliwość postawienia sprawy kapitału mniej więcej znośnie nie tylko u siebie w domu, ale również – transfuzji krwi do Francji, Niemiec i innych krajów kapitalistycznych. To-z jednej strony. I ta strona sprawy prowadzi do tego, że sprzeczności między krajami kapitalistycznymi rozwijają się na razie nie w takim wzmożonym tempie, w jakim rozwijała się bezpośrednio po wojnie.

To jest plus dla kapitału, minus dla nas.

Lecz proces ten posiada drugą stronę, odwrotną stronę. A ta odwrotna strona polega na tym, że przy całej względnej stabilizacji, jaką kapitał potrafił na razie uzyskać, sprzeczności na drugim krańcu stosunków wzajemnych, sprzeczności między wyzyskującymi, przodującymi krajami a wyzyskiwanymi, zacofanymi krajami, koloniami i krajami zależnymi zaczynają się zaostrzać i pogłębiać oraz bardziej, zagrażając udaremnieniem „roboty” kapitału z nowej „nieoczekiwanej” strony.

Takie są plusy i minusy w ogólnym bilansie rozwoju sprzeczności. A ponieważ na razie plusy kapitału w tej dziedzinie przeważają nad minusami i ponieważ nie należy z dnia na dzień oczekiwać starć wojennych między kapitalistami – przeto jasne jest, że z naszym trzecim sojusznikiem sprawa  ma się wciąż jeszcze nie tak, jak byśmy tego pragnęli.

Powiadają – zwłaszcza pisarze burżuazyjni, że za narastanie kryzysu w koloniach ponoszą winę bolszewicy. Muszę powiedzieć, że oskarżając nas o to robią nam zbyt wielki zaszczyt.”

Źródło: „Prawda” nr 24 30 stycznia 1925

zdjęcie: warhist.pl

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Kleszcze

17 września, przypadła 84 rocznica napaści Związku Sowieckiego na Polskę w ramach porozumienia Ribbentrop – Mołotow. Ta data usilnie była zamilczana przez cały okres PRL. Nowy układ niemiecko – rosyjski ma się nadal dobrze, podobnie jak ulokowani w naszym kraju agenci obu tych wrogich sąsiadów. Są tak bezczelni, że nawet się nie kryją ze swoją służalczością wobec pruskich i ruskich mocodawców.


Jeszcze na Polsce nie zwarły się kleszcze, takie jak te przygotowane układem Hitler – Stalin, ale to kwestia czasu i naszej determinacji w obronie ojczyzny. Polskojęzyczne, niemieckie media, jeśli coś wspomną o kleszczach, to zapewne strasząc tymi małymi pajęczakami w lasach. Przy okazji doradzą, że najlepiej by było posprzedawać lasy państwowe zagranicznym inwestorom. W ten sposób problem kleszczy by się rozwiązał, bo do lasów wstęp byłby wzbroniony.


Na razie opozycji totalnej pozostaje szkalowanie Polski na świecie. Film do tego nadaje się najlepiej. Funkcjonariuszka Holland wysmażyła paszkwil, którym ma nadzieję zasłużyć nie tylko na zagraniczny aplauz. Zadanie w „tym kraju” polega zapewne na zrażeniu do rządu tych wahających się jeszcze na kogo głosować. Spieszyła się z pokazem „dzieła”, bo ten „straszny pisowski reżym” mógłby film skonfiskować po ewentualnym utrzymaniu się przy władzy. Dlaczego tego nie robi teraz, będąc jeszcze u władzy – tego „wielka artystka” nie wyjaśniła. Ale czy od artystki, zwłaszcza wielkiej można wymagać logiki?

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

OKIEM PIĘKNODUCHA

Świat patrzy na Lampedusę ze strachem i bezradnością. Coraz trudniej powtarzać za Tuskiem „Wpuśćcie tych biednych ludzi”, choć ciągle jeszcze wypada nagradzać filmy „made in Holland”. Prawicowy włoski rząd, wybrany m.in. dzięki antyimigranckim hasłom, cofa się do rogu jak oszołomiony bokser, i uginając się pod ciężarem przybyszów, spogląda na Europę. Ale kto mu pomoże? Przecież żaden z głównych krajów Unii nie daje sobie rady z problemem. Z jednej strony jest spętany poprawno politycznym bełkotem, w który sam uwierzył, z drugiej – nie chce się wychylać.

A przecież rozwiązanie jest proste! Po pierwsze, hermetyczna ochrona granic. Nie swoich, lecz unijnych. Po drugie, deportacja wszystkich nielegalnych. Po trzecie, niszczenie środków transportu, należących zarówno do przemytników, jak i do tzw. obrońców praw człowieka. Po czwarte, podjęcie walki na podobieństwo wojny z terrorem z handlarzami ludzi, z udziałem służb wywiadów i lokalnych władz. Po piąte, zlikwidowanie zachęty w postaci socjalu; czekający na deportację mogą dostawać wodę i chleb. A w sprawie braku rąk do pracy w Starej Europie: powołać rządowe agendy wydające legalne terminowe wizy dla fachowców w krajach z nadwyżkami ludzkimi. Wyłącznie na trzy lata, bez szans na osiedlenie się czy sprowadzenie rodzin. I zawracać wszystkich. Niech uchodźcami zajmują się sąsiedzi czy bratnie kraje muzułmańskie. Nie wahać się używać siły – im dłużej zwyciężać będzie ślepa czułostkowość, tym bliższy moment, kiedy pojawi się jakiś nowy Adolf H., który zaproponuje „ostateczne rozwiązanie”, przy ogromnym aplauzie własnego społeczeństwa.

Każdy utopiony przybysz to tragedia (inna sprawa, że na własną prośbę), lecz jaka będzie cena pobłażania? Być może Hiroszima była największą jednorazową zbrodnią XX wieku, lecz ocaliła kilkadziesiąt milionów ludzi w ostatnim stadium wojny. Ale gdyby na miejscu Trumana był ktoś z dzisiejszych teflonowych przywódców…?

Marcin Wolski

albicla.com/MarcinWolski
źródło: Gazeta Polska | www.gazetapolska.pl

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Nie sądzę, że art. 212 k.k. zostanie zniesiony – rozmowa z JADWIGĄ CHMIELOWSKĄ, Sekretarz Generalną SDP

Politycy powinni wreszcie pojąć, że ratują ich tylko wolne media, ponieważ musi ktoś przedstawiać prawdę oraz pokazywać różne punkty widzenia. Nie może być tak, że wszyscy klaszczą. To sprowadzi klęskę na każde ugrupowanie – mówi Jadwiga Chmielowska, Sekretarz Generalna SDP, w rozmowie z Małgorzatą Ireną Skórską.

Obywatelski projekt nowelizacji ustawy Prawo Prasowe przygotowany niedawno przez Redutę Dobrego Imienia zakłada również likwidację art. 212 Kodeksu karnego, zgodnie z którym za zniesławienie grozi dziennikarzowi nawet rok bezwzględnego więzienia. Środowisko dziennikarskie od wielu lat walczy o zniesienie tego przepisu. Czy Pani zdaniem jest szansa, że zniknie on w końcu z polskiego prawa?

Artykuł 212 powinien z Kodeksu karnego zniknąć już 30 lat temu. Protesty przeciwko art. 212 k.k., czyli zastraszaniu dziennikarzy, odbywały się od początku III RP. Wówczas protestowali głównie dziennikarze prawicowi. Pozwolę sobie przypomnieć, że paragraf 212 k.k. znalazł się w Kodeksie karnym jeszcze za komuny, czyli w czasach PRL-u. Przed wyborami, wszyscy politycy zapowiadali oczywiście, że niezwłocznie należy odrzucić art. 212 k.k. Wkrótce jednak okazywało się, że obowiązuje on nadal.

Jakie wtedy politycy mieli argumenty?

Dyskutowałam z politykami w 2006 roku, za pierwszego rządu Prawa i Sprawiedliwości i  odpowiadali, że trzeba zostawić art. 212,  by „obrzucona błotem” przez dziennikarzy osoba mogła się bronić. Pozwolę sobie przytoczyć przykład mojego kolegi, szefa portalu Zywiecwsieci.pl, który został w 2015r. oskarżony przez sekretarza miasta o to, że na jego portalu prowadzono dyskusję, w której wzięli udział prawnicy i osoby zajmujące się zawodowo organizacją wyborów. Zdaniem władz miasta i prokuratora obywatel nie powinien  wiedzieć np. co wolno komisji obwodowej i co jest w gestii poszczególnych organów władzy. Na pytanie, dlaczego z urzędu wszczęto postępowanie, prokurator z przekonaniem odpowiedział, że dyskusja mogła doprowadzić do podważenia prestiżu zarządu miasta. To ja pytam, czy w Polsce już nawet dyskutować nie można na tematy dotyczące przepisów prawnych? Politycy przekonują, że występują w obronie biednego, pomówionego  obywatela, który nie ma pieniędzy, żeby się bronić, Dziennikarze nie piszą przecież o zwykłym obywatelu! Artykuł 212 jest ewidentnie biczem na dziennikarzy, osłoną, by politycy mogli działać swobodnie i aby tłumić dyskusję!

Już ponad 20 lat temu podczas manifestacji przemawialiśmy i tłumaczyliśmy, że art. 212 k.k. to jest kaganiec. Nikt tym się nie przejął i nadal przepis ten  funkcjonuje. Bez względu na to, która opcja polityczna rządzi i co wcześniej w sprawie art. 212 deklarowała, to po przejęciu władzy niektórym szemranym politykom zależy na zamykaniu ust dziennikarzom. Niestety, są oni dla władz partii przekonujący i art. 212 ma się dobrze.

Czy zagrożenie dla wolności słowa jest mocno odczuwalne? Co dziennikarze sądzą na ten temat?

Cały art. 212 k.k. jest zagrożeniem dla wolności słowa. Przytoczyłam przykład, gdzie nie sekretarz gminy skarżył dziennikarza z powództwa cywilnego, tylko „swój” prokurator, który wytoczył temu dziennikarzowi proces. Gdyby polityk poczuł się urażony, musiałby wytoczyć proces cywilny, bo jak każda osoba, która poczuje się urażona, ma prawo pójść do sądu. Ale tu przecież mowa o procesie karnym. Oczywiście, że sprawa z art. 212 k.k. może być również wytoczona przez osobę fizyczną, która wynajmie sobie adwokata i złoży pozew do sądu. Wtedy prokurator się tym nie zajmuje, ale sprawa toczy się w wydziale karnym sądu rejonowego w pierwszej instancji. Bardzo często jest to też wykorzystywane przez osoby, które nie do końca znają się na prawie. Myślą, że jeśli  taki dziennikarz będzie skazany w trybie karnym, to nie będzie mógł pełnić niektórych funkcji, przykładowo w radach nadzorczych, bo tam wymagana jest niekaralność. A tu na szczęście żadnych skutków negatywnych dla dziennikarza nie ma. Przypominam jednak, że dziennikarz może zostać skazany na rok więzienia i to nie w zawieszeniu. Podkreślę raz jeszcze, że tego typu zabiegi służą do straszenia, zamykania ust dziennikarzom.

Jakie są Pani doświadczenia związane z artykułem 212 k.k.?

Miałam dwa procesy. Jeden cywilny, ale ta sama osoba wytoczyła mi też proces karny z art. 212. Wszystkie dokumenty jednak wskazywały na to, że bohater mówił na swój temat nieprawdę. Przegrywając proces, dziennikarz może zostać zrujnowany finansowo. I moim zdaniem tutaj głównie chodzi o to, by wykończyć odważnego dziennikarza psychicznie i finansowo. Wolność słowa, czyli podawanie informacji i głoszenie swojej opinii jest podstawą funkcjonowania demokracji. Politycy powinni wreszcie pojąć, że ratują ich tylko wolne media, ponieważ musi ktoś przedstawiać prawdę, oraz pokazywać różne punkty widzenia. Nie może być tak, że wszyscy klaszczą. To sprowadzi klęskę na każde ugrupowanie, bo w takim wpływy zdobywają wszelkiej maści cwaniacy i kanalie. Czasem tak się dzieje w całych narodach, a przykładem są totalitaryzmy niemiecki i rosyjski. Teraz zbliża się genderowy i totalitarna poprawność polityczna.

Jeżeli chodzi o moje osobiste doświadczenie, to w trakcie moich procesów tworzono również nagonki i donoszono na mnie do prokuratury. Zostałam nawet bezprawnie zwolniona z pracy tuż przed emeryturą. Razem miałam dziewięć procesów. Straszono mnie w sms-ach. Zaczęło się od tego, że pokazałam sieć powiązań polityków różnych partii i opcji politycznych z RAŚ (Ruchem Autonomii Śląska). To, czy ktoś był z PIS, PO, PSL, czy z innej partii, było nieistotne. Wszystkie te ugrupowania i środowiska ze sobą współpracowały i udało mi się to pokazać. Wszyscy oni  zaatakowali mnie i za to wszyscy otrzymali odpowiednie „frukty”. To nie przypadek. Wytrzymałam wszystko psychicznie, ale nie fizycznie. Od tamtego czasu mój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Wiele razy byłam na sali sądowej, zwolniono mnie z pracy. Nie miałam z czego żyć, przewlekle chora zostałam bez ubezpieczenia zdrowotnego. Trzeba przyznać, że pomogło mi kilku kolegów dziennikarzy i przyjaciele z podziemia. Jednak większość bała się pisać na te same tematy, a  powinien nastąpić  zmasowany atak na antypolskie i cwaniackie środowiska polityczne na Śląsku. Trudno się jednak dziwić: Jak tak zaatakowali Chmielowską, to nas rozjadą na miazgę – mówili między sobą koledzy.  Najwięcej o tym moim przypadku pisały media zagraniczne. W Polsce dziennikarze byli zastraszeni, więc może dwie osoby coś na ten temat napisały. Do tego wszyscy, którzy byli przeciwko mnie, otrzymali konkretne posady (dyrektorskie, zostali członkami zarządu województwa, posłami). Choć wiem, że wszystko w życiu może być przypadkiem, to tu nie wierzę  w zbieg okoliczności.

Art. 212 powinien z Kodeksu karnego być całkowicie wykreślony! Jak ktoś czuje się obrażony, to proszę bardzo, jest sąd i w trybie procesu cywilnego można skarżyć.

Wciąż podkreśla Pani, że art. 212 powinien zniknąć, jednak patrząc tak realnie, myśli Pani, że zostanie on kiedyś całkowicie zlikwidowany?

Nie sądzę, że zlikwidują art.  212. Z mową nienawiści walczą ci, którzy najbardziej nienawiść propagują. Tak samo jest z tym art. 212 – atakowani są dziennikarze, którzy głoszą prawdę. Zawsze znajdzie się jakiś lokalny bonza, któremu coś się nie spodoba. W Sosnowcu został skazany z art. 212 Sławomir Matusz za dwa pisma wystosowane do prezydenta miasta, przewodniczącego Komisji Kultury i 3 maile do dyrektorów instytucji kultury w Sosnowcu, w których zwracał uwagę, że instytucje te mają statuty niezgodne z ustawą o kulturze oraz że dyrektor jednej z nich nie posiada odpowiednich kwalifikacji ani wiedzy i doświadczenia. Pomimo, że nie zostały te zarzuty opublikowane w mediach, to jednak sąd skazał go na grzywnę i koszty sądowe – razem ok. 3 tys. zł.  Ciekawostką jest to, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach wydał wyroki, że 5 instytucji kultury w Sosnowcu ma rzeczywiście statuty niezgodne z Ustawą, czyli potwierdził zarzuty red. Matusza. Pikanterii dodaje fakt skazania go na grzywnę w wysokości 40. stawek dziennych aresztu za nazwanie dyrektor księgową. Niedawno dowiedzieliśmy się, że ta sama osoba wytoczyła Sławomirowi Matuszowi kolejny proces z art. 212, tym razem z powództwa cywilnego. W mieście dyskutuje się, czy mąż tej dyrektor Zamku Sieleckiego był tajnym  współpracownikiem SB,  czy to tylko zbieżność nazwisk. Sprawa sosnowiecka stała się głośna w całym kraju. W Kancelarii Prezydenta trwają prace nad ułaskawieniem skazanego już w procesie karnym Sławomira Matusza.

Rozmawiała Małgorzata Irena Skórska

źródło: SDP

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)