Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie udzieliło patronatu kampanii „16 dni przeciw przemocy ze względu na płeć”

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zerwało umowę z fundacją Autonomia. Jak informuje portal Polonia Christiana, z publicznych pieniędzy finansowano „skandaliczną kampanię” 16 Dni Akcji Przeciwko Przemocy ze względu na płeć. Częścią projektu była II Konferencja Kobiet na Żywiecczyźnie, o której pisaliśmy w artykule „Feministki na zamku”.

Kampania „16 dni przeciw przemocy ze względu na płeć” to międzynarodowa inicjatywa organizowana przez Center for Women’s Global Leadership. W Polsce jest koordynowana przez fundację „Autonomia”, która zajmuje się m.in. powstrzymywaniem  nietolerancji ze względu na płeć oraz orientację seksualną. Innym z celów organizacji jest upowszechnianie idei feminizmu oraz równości płci. Fundacja na swojej stronie internetowej informuje, że prowadzi szkolenia m.in. z zakresu przeciwdziałania dyskryminacji i przestępstwom motywowanym uprzedzeniami oraz z zakresu historii ruchu LGBT. Co ciekawe prezes fundacji „Autonomia” Agata Teutsch przez kilka lat była współorganizatorem tzw. Marszu Równości i Tolerancji, a także feministycznych pikiet. Portal ngo.pl nazywa Teutsch „trenerką antydyskryminacyjną i działaczką lesbijską”.

Jakkolwiek sam tytuł aktualnej kampanii nie budzi większych kontrowersji, tak zakres tematyczny, który wchodzi w skład inicjatywy może wywołać zdumienie.

Podczas szesnastu dni akcji uczestnicy kampanii mieli korzystać z wielu uprzednio przygotowanych „zasobów edukacyjnych”. Wśród nich możemy znaleźć m.in. sugestie, aby „zwracać uwagę na homofobiczne zachowania lub komentarze”, a także „zauważać swoje seksistowskie lub przemocowe wypowiedzi”. Pomysłodawcy i twórcy kampanii namawiają także uczestników do rozmowy z chłopcami oraz mężczyznami na temat płci. „Podważaj oczekiwania co do tego, co to znaczy „być mężczyzną”, i kwestionuj taki wizerunek „kobiecości”, który dewaluuje kobiety.” – czytamy na stronie internetowej inicjatorów.

Jedną z propozycji dla uczestnikow miał byc film „Fucking Amal”, opowiadający o nastoletniej Agnes, która zakochuje się w swojej koleżance z klasy. Innym szokującym filmem, który udostępniano dla zainteresowanych był obraz „Gdyby ściany mogły mówić II”, który opowiada o lesbijkach starających się o dziecko.

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie udzieliło patronatu kampanii. Projekt fundacji Autonomia pn. „ZERo przemocy – Zaangażowanie, Edukacja, Rzecznictwo przeciwko przemocy ze względu na płeć” otrzymał jednak wysoką ocenę niezależnych ekspertów ze względu na „zaangażowanie społeczności lokalnej” i został dofinansowany w ramach FIO. 9 grudnia 2016 roku, po publikacji artykułów na portalu PCh24, Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej rozwiązał umowę z Fundacją Autonomia, na podstawie której organizacja otrzymała dotację na realizację zadania w ramach Programu Funduszu Inicjatyw Obywatelskich na lata 2014-2020. Powodem rozwiązania umowy ze skutkiem natychmiastowym  były naruszenia, jakie stwierdzono w trakcie realizowanego przez Fundację zadania.

Przypominamy, że w promocję konferencji, która odbyła się w sali audiowizualnej na zamku żywieckim, zaangażował się burmistrz Antoni Szlagor, a wśród partnerów znalazła się firma Żywiec Zdrój, znaną między innymi ze współpracy  z Mirą Stanisławską – Meysztowicz, prezesem fundacji „Nasza Ziemia”.

Napisano wZ miasta ŻywcaKomentarzy (0)

Bohdan Smoleń nie żyje

Zmarł Bohdan Smoleń – miał 69 lat. Informację o jego śmierci potwierdził zastępca dyrektora wydziału kultury Urzędu Miasta Poznania Marcin Kostaszuk .

Urodzony w 1947 roku Bohdan Smoleń, po ukończeniu studiów (zootechnika) już od 1968 roku zaangażował się w działalność kabaretową. Aktywnie działał w ramach kabaretu Pod Budą.

Dużą sławę przyniosła mu działalność w kabarecie Tey w Poznaniu, gdzie wraz z Zenonem Laskowikiem stworzyli wiele kultowych żartów, które trafiły do annałów polskiego kabaretu.

W 1983 r. Smolenia nagrodzono na festiwalu w Opolu za monolog „A tam cicho być”. Nie obyło się bez reperkusji. Właśnie za ten monolog otrzymał oficjalny zakaz pracy od wydziału kultury KC PZPR.

Poza działalnością kabaretową, dał się również poznać jako aktor filmowy i telewizyjny.

Ze względu na pogarszający się stan zdrowia w ostatnim czasie wycofał się z życia artystycznego. Prowadził fundację Stworzenia Pana Smolenia zajmującą się rehabilitacją chorych dzieci za pomocą hipoterapii.

– U nas wystąpił publicznie chyba po raz ostatni. Miał być gościem, ale nie wytrzymał. Poprosił o mikrofon, aby powiedzieć kilka słów – wspomina w rozmowie z portalem niezalezna.pl Paweł Kuleszewicz z „Kabaretu na Woźnej”.

źródło: niezalezna.pl

Napisano wOgólnieKomentarzy (1)

Zaczęło się od Stefana Michnika

Sprawa Stefana Michnika to nie tylko problem rozliczenia stalinowskich zbrodniarzy sądowych. Ten żyjący w cieniu swojego brata sędzia stał się ważnym elementem, a jednocześnie symbolem przemian, które doprowadziły do powstania systemu postkomunistycznego.

Sowieci szykowali się do zmian ustrojowych co najmniej od lat 70. Zdawali sobie sprawę, że wprowadzony przez nich system był nieefektywny ekonomicznie i ostatecznie przegra rywalizację z bogatymi krajami Zachodu. To, że godzili się na pewien zakres zmian, nie oznacza, że chcieli oddać władzę. Ta miała pozostać w ich ręku, ale narody krajów przez nich opanowanych powinny dostać złudzenie demokratyzacji i liberalizacji systemu. Potrzebni im do tego byli ludzie, którzy z jednej strony mogli być wiarygodni dla społeczeństwa, z drugiej – całkowicie kontrolowalni. Najlepiej oczywiście było to robić przez agenturę i jest faktem, że trzy najważniejsze ośrodki strajkowe w roku 1980 kierowane były przez ludzi zarejestrowanych jako agenci SB. Jednak nawet liczna agentura nie była dostateczną gwarancją kontroli. Agenci nie stanowili grupy społecznej, a zawsze było ryzyko ich przewerbowania. Potrzebna była  jeszcze elita opozycji, która ze względu na swoje uwikłania osobiste i rodzinne nie była w stanie rozliczać komunistów. Tą elitą stali się ludzie powiązani z twórcami systemu sowieckiego w Polsce, a potem z różnych powodów wypchnięci poza obóz władzy. Komunistom było wszystko jedno, czy mieli to być narodowi Moczarowcy (śmiechem historii jest to, że sam Moczar był Ukraińcem, a jego pogrobowcy dzisiaj to zaciekli wrogowie jakiejkolwiek współpracy z Ukrainą), czy kosmopolici. Chodziło o wybranie grupy najbardziej efektywnej. Okazała się nią ta druga, bo była dużo bardziej wyizolowana z tradycyjnych środowisk oporu, takich jak Kościół czy żołnierze podziemia niepodległościowego. Wybrańców pozwolono wypromować, tych drugich mocno przyziemiono. Liderami wybrańców stali się Jacek Kuroń, twórca czerwonego harcerstwa, krytykujący PZPR za zbyt łagodny stosunek do Kościoła, Bronisław Geremek, sam głęboko uwikłany w komunistyczny system, i Adam Michnik, którego cała bliska rodzina była powiązana z komunistami. Oczywiście najbardziej znaną postacią w tej zsowietyzowanej rodzinie był jego starszy brat, który jako dwudziestoparolatek dopuścił się sądowych zbrodni na polskich patriotach. W wyniku walk frakcyjnych ta grupa społeczna znalazła się w opozycji do głównego nurtu w partii, a potem została z niej wypchnięta. Niezależnie od wewnątrzkomunistycznych rozgrywek tego typu elita była idealna do wykreowania nowej opozycji, która mogłaby nawet uczestniczyć we władzy. Nie obawiano się gwałtownego rozliczania komunistów przez Michnika, skoro jednym z pierwszych skazańców musiałby być jego brat.

W czasie zjazdu Solidarności w 1981 r.  ekipa Michnika i Kuronia została całkowicie odrzucona przez delegatów. Stan wojenny to „naprawił”. W nowej Solidarności już bez żadnych wyborów grali pierwsze skrzypce. I tu jednak parę razy sytuacja wymknęła się spod kontroli. Pęknięciem systemu był półroczny rząd Olszewskiego, rządy PiS w 2005 r. czy obecne miażdżące zwycięstwo PiS-u. Za każdym razem pogrobowcy komunizmu próbowali powtarzać ten sam manewr i tworzyć swoją opozycję. W 1992 r. konstruktywną opozycję bez Kaczyńskiego, Macierewicza, Parysa itp., w 2007 r. prawicę bez Kaczyńskiego, a w 2010 r. prawicę i prawicowe media „niesmoleńskie”. O tym ostatnim na razie nie będę pisał, bo parę osób po naszej stronie naprawdę się zdenerwuje.

Tak czy inaczej, Stefan Michnik do dzisiaj jest gwarantem odpowiedniej postawy elit III RP.

Tomasz Sakiewicz

źródło: http://www.klubygp.pl/zaczelo-sie-od-stefana-michnika/

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Zaprzańcy z PRL‑u

Patrząc z perspektywy mijającego roku, może dobrze się stało, że powstały organizacje, w których swoje miejsce znaleźli ludzie z zapałem służący niegdyś komunistycznej władzy. Że zorganizowano wiece, w których uczestniczyli byli funkcjonariusze milicji, ZOMO, WSI, SB i inni zaprzańcy. To oni po 1989 r. założyli maski i zostali bez żadnej refleksji przyjęci przez Polaków jako pełnoprawni uczestnicy życia publicznego. Ci ludzie, przez lata wiernie służąc komunistom, niszczyli jakiekolwiek próby budowania wolnej Polski. Nie przebierali w środkach, posuwając się nawet do morderstw. Robili to z różnych powodów. Jedni, bo nienawidzili Polaków, inni za namiastkę władzy, za talony na różne dobra, za możliwość kupowania w sklepach za żółtymi firankami, a byli tacy, którzy biegali z pałką tylko za dodatkowe pół kilo szynki na święta. Ale to nasza wina! Przyjęliśmy ich do społeczeństwa, nie bacząc na ich przeszłość. Nie zostali napiętnowani i ukarani. Ten błąd możemy naprawić. Dzisiaj, kiedy zdjęli maski, broniąc swoich przywilejów, musimy spojrzeć im w twarz i wskazać im miejsce w Polsce, które powinni zająć kilkadziesiąt lat temu. Na marginesie życia publicznego.

Ryszard Kapuściński

 

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Trwa okupacja aresztu na ul.Rakowieckiej w Warszawie – aktualizacja

Około godziny 16.00 w dniu 12.12.2016 trzydziestu działaczy niepodległościowych rozpoczęło okupację aresztu śledczego w Warszawie na ul.  Rakowieckiej!

00:09
Jak informuje w drugiej rozmowie telefonicznej Adam Slomka – obu usuniętym silnie wykręcono ręce  i wyniesiono ich siłą na zewnątrz budynku. Policjanci [?} byli nieoznakowani, nie podali podstaw prawnych interwencji i rozpierzchli się natychmiast po dokonanej interwencji.
 
23:37
Pacyfikacja protestu!
Usunięcie Adama Słomki  i  Przemysława Sytka – KPN –  z aresztu siłą przez kilku funkcjonariuszy w kominiarkach, z napisem GIS na kurtkach, którzy wyskoczyli nagle z pomieszczenia sąsiadującego z salą, w której od kilku godzin trwał protest. [Grupa Interwencji Specjalnych to antyterrorystyczna  – z założenia – grupa działająca najczęściej na lotniskach i w sytuacjach kryzysowych – najprawdopodobniej to oni przystąpili do akcji likwidacji protestu]. 
23:30
Kilkunastu protestujących na czele z Adamem Słomką przebywało do godziny 23:30  wewnątrz aresztu na Rakowieckeij. Uniemożliwiano wchodzenie  do aresztu i wychodzenie z niego.
Grupa kilkunastu pikietujących na zewnątrz udała się na Starówkę na zaplanowane obchody pod tablicą Grzegorza Przemyka.
————————————————————————————————————
Organizatorami protestu są weterani niepodległościowi  i działacze pod egidą Stowarzyszenia „Niezłomni”. Wśród 9 postulatów jest m.in. ściganie zbrodniarzy komunistycznych i uwolnienie więźnia sumienia Zygmunta Miernika.
Zapraszamy na godz. 21.30 na wiec pod aresztem na Rakowieckiej 37. Przemówi Zygmunt Miernik, który obecnie przebywa na przepustce.
O 22.00 spodziewamy się pod aresztem około 200 opozycjonistów więzionych na Rakowieckiej, z Andrzejem Gwiazdą – mówił nam w rozmowie telefonicznej Adam Słomka.
Areszt jest obecnie otoczony kordonem policji, niczym ZOMO, i radiowozami na sygnale! Na zewnątrz gromadzi się coraz więcej osób.
Po pewnym czasie 16  protestujących, jacy pozostali w środku, zostało odizolowanych od przebywających na zewnątrz i nie ma z nimi obecnie kontaktu – donosi Ewa Stankiewicz wprost z Rakowieckiej około 22.30.
img_20161212_160209-0
Datę okupacji wybrano nieprzypadkowo – symboliczna 35. rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce przypada dziś w nocy! W Polsce więzi się Zygmunta Miernika z pobudek politycznych, a sprawcy zbrodni komunistycznych i aparat nie-sprawiedliwości sędziów i prokuratorów – także okresu stanu wojennego – do dziś nie poniósł żadnej odpowiedzialności.
Organizatorzy protestu domagają się elementarnej sprawiedliwości!
Ok. 24 planowany jest apel poleglych pod tablicą upamiętniającą Grzegorza Przemyka na ul.Jezuickiej.
NIKT NIE POWINIEN BYĆ SAM WOBEC BEZPRAWIA I BEZKARNOŚCI KOMUNY!
[info podała jako pierwsza Ewa Stankiewicz]:
https://twitter.com/ewa_stankiewicz

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Zapiski ze stanu wojennego w Żywcu

Tamtego pamiętnego dnia 28 lutego 1982 r. około godziny siedemnastej w jednym z domów w Moszczanicy spotkało się dwóch młodych mężczyzn u swojego kolegi Janusza na grę w karty. Na ławie były jakieś paluszki i małe drinki „kartkowe”. Podczas towarzyskiego spotkania młodzi przyjaciele dyskutowali o ogólnych problemach tamtego okresu. W trakcie rzucania wygranych kart na stół szczęśliwiec mówił: „Zima wasza, wiosna nasza – Śmierć komunie, Precz z komuną”. I tak w miłej atmosferze koledzy opuścili dom Janusza około godziny dziewiętnastej.

Na polu było zimno i padał obfity śnieg. Najprawdopodobniej pod wpływem atmosfery jaka w tym czasie w kraju panowała – pierwsze miesiące stanu wojennego, swój sprzeciw wobec reżimu komunistycznego wyrazili malując na dwóch wiatach przystanku PKS PZPR w konturach Polski wiszącej na szubienicy oraz hasła: „Zima wasza, wiosna nasza”, „Śmierć komunie”, po czym udali się do swoich domów.

Autorzy tych malunków zbyt długo nie cieszyli się spokojem, gdyż nazajutrz około 3:30 do ich domów zapukało zbrojne ramię władzy ludowej. Słowa funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej do rodziców, którzy zabierali ich synów były: „Zabieramy ich tylko do wyjaśnienia. Na pewno zaraz wrócą”. Gdy jeden z rodziców po dwudziestu czterech godzinach poszedł na posterunek MO w sprawie swojego syna, 53 letni mężczyzna wtedy od zgoła 29 letniego milicjanta Antoniego Klisia otrzymał odpowiedź: „Ty stary hu.. jakżeś wychował tego sku…., że sie wom ustrój nie podoba?!!” Z relacji wynika, że podczas przesłuchań byli przykuwani kajdankami do kaloryfera i bici po twarzy.

Sprawę prowadził już nieżyjący Aleksy Ryba – w latach 70-ych Wiceprokurator Prokuratury Rejonowej w Żywcu. Obaj mężczyźni Marian Harężlak oraz Stanisław Tomaszek zostali skazani za to, że 28 lutego 1982 roku w Żywcu Moszczanicy na ścianie wiaty przystanku autobusowego PKS wykonał napis publicznie nawołujący do popełnienia zbrodni, który zawierał jednocześnie fałszywe wiadomości mogące wywołać niepokój publiczny lub rozruchy.

Wyrok zapadł 15 i 18 miesięcy więzienia, który odsiadywali najpierw w Bielsku-Białej, później w krakowskim więzieniu na Montelupich, a na końcu we Wrocławiu na Klęczkowskiej. Po opuszczeniu więzienia Marian Harężlak wraz ze Stanisławem Tomaszkiem dostali tzw. wilczy bilet w jedną stronę na „Zachód”.

 

źródło: IPN /świadkowie/

Napisano wZ miasta Żywca4 komentarze

Chodźcie z nami …

Miałem okazję brać udział w debacie w TVP.INFO poświęconej wezwaniu apologetów Okrągłego Stołu do wypowiedzenia 13 grudnia posłuszeństwa rządowi Beaty Szydło. Platforma Obywatelska wydelegowała do dyskusji posła Marcina Święcickiego. Ten prominentny działacz PZPR, który zrobił karierę przy niewątpliwym wsparciu swojego teścia Eugeniusza Szyra (wicepremier PRL 1952-1972; poseł na Sejm PRL I,III,IV,VI kadencji; od marca 1976 był ministrem gospodarki materiałowej w rządach: Piotra Jaroszewicza, Edwarda Babiucha, Józefa Pińkowskiego i Wojciecha Jaruzelskiego) ma nadal czelność – jako były członek KC PZPR – stawać w kontrze tym, którzy walczyli o polską niepodległość. To raczej jego przyzwyczajenie lub natura. Nie wgłębiam się bardziej w działalność towarzysza Święcickiego po 1989 roku chociaż niewątpliwie to on stoi za złodziejską reprywatyzacją Chmielnej 11 w Warszawie.

W tym programie TVP apologeci PO, SLD, KOD i zwolennicy „pozytywnie zweryfikowanych funkcjonariuszy SB i MO” leją krokodyle łzy nad stanem polskiej demokracji. Tymczasem nikt rozumny nie zastanawia się nad hipotetycznym historycznym istnieniem „dobrych funkcjonariuszy Gestapo”. Tymczasem PO i Nowoczesna uważa, że funkcjonariusze UB/SB, którzy przeszli weryfikację czasów rządu wieloletniego posła na Sejm PRL Tadeusza Mazowieckiego otrzymali jakieś nadzwyczajne przywileje polegające na ich wybieleniu z darowaniem win włącznie. Taki parszywy płk rez. Adam Mazguła twierdzi publicznie, że, cyt. „były tam [w czasie stanu wojennego] jakieś bijatyki, jakieś ścieżki zdrowia, ale generalnie jednak dochowano jakiejś kultury w tym całym zdarzeniu”. W gruncie rzeczy funkcjonariusze aparatu represji powinni zostać pozbawieni świadczeń emerytalnych i rentowych przez wyjęcie ze stażu pracy służby dla komunistycznego reżimu. Obniżenie im świadczeń przez weryfikację samego uprawnienia byłoby aktem sprawiedliwości społecznej. Tymczasem rodzime „zielone ludziki” finansowane przez 27 lat z naszej podatniczej kieszeni „ustawiły się” i prowadzą jakąś akcję propagandową mającą na celu osłabienie państwa polskiego. Skoro na obniżce świadczeń oprawców III RP ma zaoszczędzić 500 mln rocznie to czas zadać pytanie jakie sumy wydała III RP na ich utrzymanie. Warto tu dodać zmarłych bandytów komunistycznych z GL/AL, MSW czy komunistycznych sędziów i prokuratorów oraz kadrę dowódczą LWP. To są setki miliardów złotych wydanych tylko dlatego, bo apologeci Okrągłego Stołu dotrzymali porozumień lewicy KOR z PZPR.

System wybielania zbrodniarzy nie jest naszym rodzimym wymysłem. Oto kilka lat temu „Der Spiegel” opisywał sprawę weteranów Waffen SS.

Walcząc o władzę w powojennych Zachodnich Niemczech główne partie zabiegały o ich poparcie. Działacze CDU i SPD uwierzyli w zapewnienia organizacji zrzeszającej byłych żołnierzy formacji uznanej za „organizację przestępczą”, że może zapewnić nawet 2 mln głosów wyborców. W zamian za poparcie, główne partie polityczne pomogły byłym esesmanom uzyskać przywileje emerytalne i wpuściły ich w swe szeregi. Współcześni historycy niemieccy analizują związki demokratycznych polityków niemieckich z weteranami elitarnych jednostek bojowych SS opierając się głównie na archiwach organizacji HIAG („Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy”) zrzeszającej weteranów Waffen SS, rozwiązanej na szczeblu centralnym dopiero w 1992 r. Weterani Waffen SS nie mieli politycznych ambicji po 1945 roku, ale chcieli dostawać takie same ulgi socjalne i emerytury jak byli żołnierze regularnych formacji Wehrmachtu. Chcieli też oczyścić swój wizerunek po tym, jak w Norymberdze uznano ich za organizację przestępczą. Dlatego HIAG utrzymywało bliskie kontakty z rządzącą chadecją i opozycyjną SPD. Szczególnie dziwią relacje socjaldemokratów z byłymi nazistami. Lider SPD Schumacher stracił jedną z nóg podczas długiego pobytu w obozach koncentracyjnych, a mimo to po wojnie spotkał się z delegacją HIAG w Bonn w 1951 roku, otwierając weteranom Waffen SS drzwi do SPD.  Najbardziej znanym działaczem SPD, który przyznał później, że walczył w szeregach Waffen SS był laureat Nobla, Guenter Grass.  Schumacher usprawiedliwiał później swoje spotkanie z Bonn, tłumacząc, że „nie byłoby dobre dla młodej demokracji” wykluczać tak dużą grupę niezadowolonych ludzi.

W III RP nie przywracano przywilejów zbrodniarzom, a je utrzymano. Ostatnia manifestacja SB-cji pod Sejmem RP wraz z próbą porównywania sytuacji z 13 grudnia 1981 z 13 grudnia 2016 roku są jednym z elementów relatywizowania historii. Dotąd nie było potrzeby restaurowania przywilejów komunistycznych zbrodniarzy – czego widocznym znakiem był udział prezydenta Komorowskiego w pogrzebie Wojciecha Jaruzelskiego. Upadek SLD i przejęcie przez PO wielu prominentnych działaczy PZPR powoduje przykry skutek, czyli stan, w którym na przykład poseł Platformy Antoni Mężydło firmuje bądź co bądź rozgrzeszenie zbrodniarzy i jakieś wspólne z płk rez. Mazgułą inicjatywy polityczne PO, KOD i Nowoczesnej wymierzone w demokratycznie wyłoniony rząd. 2 marca 1984 roku w ramach tzw. porwań toruńskich Mężydło został uprowadzony, torturowany i więziony przez funkcjonariuszy OAS (grupy specjalnej SB) w okolicach Okonina, a następnie pozostawiony na wysypisku śmieci w Brodnicy. Dziś płk rez. Adam Mazguła publicznie twierdzi, że „były tam [w czasie stanu wojennego] jakieś bijatyki, jakieś ścieżki zdrowia, ale generalnie jednak dochowano jakiejś kultury w tym całym zdarzeniu”.

Zatem warto znać granicę, której przekroczyć nie wolno. Już 12 grudnia o 23:30 na Starym Mieście w Warszawie przy ul. Jezuickiej 2 pod tablicą upamiętniającą śp. Grzegorza Przemyka rozpoczynamy uroczystości. Weterani walki z komunizmem ze zrozumieniem odnoszą się do rozwijających się przecież życiorysów niektórych działaczy obecnej opozycji, czyli tych kolegów, którzy kiedyś w PRL byli z „nami”, a dziś zostali postawieni w jednym szeregu z „nimi”. Ważne jest to czy mają na tyle siły woli i poczucia przyzwoitości, aby w XXXV rocznicę wprowadzenia stanu wojennego nie szli ramię w ramię ze swoimi niegdysiejszymi oprawcami.

Adam Słomka

Przewodniczący KPN-NIEZŁOMNI,

poseł na Sejm RP I,II,III kadencji

 

 

Napisano wOgólnie7 komentarzy

Nie warto rozmawiać

Szanowni Państwo!

 

     Wymiana myśli ma sens tylko wtedy, gdy różnimy się z oponentem zasobem i ewentualnie źródłem wiedzy na dany temat, a nie dobrą wolą z jednej strony, a złą z drugiej. Taka rozmowa nie prowadzi bowiem dokądkolwiek. Kiedy dyskutanci zacietrzewiają się, najlepiej zgromadzenie opuścić, albo wyłączyć telewizor, bo wszyscy mówią naraz przekrzykując się i nikt nikogo nie słucha. Trudno cokolwiek zrozumieć.

 

     Stały festiwal głupoty trwa w najlepsze. Do mediów przebija się tylko ten, kto plecie wyjątkowe androny. UltraNowoczesny Petru ze swoją świtą są niezawodni. To prawdziwi profesjonaliści. Należałoby ich jednak pokazywać wyłącznie w programach rozrywkowych pospołu z Bolkiem i KODomitami wszelkiej maści. Pytanie posłów PO o cokolwiek, to zupełna strata czasu. Nie muszą nawet znać pytania, odpowiedź jest zawsze ta sama – wszystkiemu winien jest PiS.

 

     Dlaczego tak się dzieje? Postkomuna ma to do siebie, że swój byt opiera na kłamstwie, bez którego „uprawnione” złodziejstwo nie byłoby możliwe. Jedno i drugie nie jest możliwe bez „naukowego”, albo „dialektycznego” ogłupienia narodu. Póki tego nie zrozumiemy, będziemy dawać się wciągać w jakieś pyskówki, zamiast ignorować głupków i prowokatorów.

 

     Czas zacząć rozmawiać poważnie, ale tylko z poważnymi ludźmi.

 

Pozdrawiam i do następnej soboty

 

Małgorzata Todd

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

List otwarty do władz III RP oraz Polskiego Społeczeństwa

W związku z tragiczną rocznicą wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku jesteśmy świadkami dążenia do destabilizacji państwa polskiego. Wybrane media i pojawiający się w nich tzw. eksperci, dyżurne autorytety, sztucznie wykreowane legendy oraz politycy opozycji i ich sympatycy, najczęściej wywodzący się z dawnego aparatu przemocy, którym towarzyszy wszechobecna korupcja i oszustwa dokonywane przez ludzi z politycznego establishmentu, obwieszczają codziennie, że demokracja w Polsce jest zagrożona.

Należą do nich także środowiska zdolne zaakceptować tylko taki konsensus, w którym oczywisty agent jest wybielany, bezczelny złodziej może być pewien bezkarności, a transfery publicznych pieniędzy do ich firm, mediów, teatrów i wszelkich innych organizacji uznają za normalność. Moralne i polityczne kreatury narzucane są w prasie i telewizji, literaturze i sztuce, w nauce i oświacie. Żyjemy w dobie poszukiwania moralnych autorytetów, wzorów do naśladowania. Jakże często robimy to na ślepo, przyjmując kłamliwe podpowiedzi cynicznych mediów, sięgamy tam, gdzie są ideowa pustka, zaprzaństwo, sztucznie kreowane życiorysy, wypreparowane z prawdy i pozbawione podstawowych wartości.

Przypominamy, że wiara w sztucznie wykreowaną rzeczywistość powoduje, że draństwa autorytetów przyjmowane są za wzorce. Wyznacznikiem bycia autorytetem winien być wyznawany taki system wartości, który opiera się na prawdzie i odpowiedzialności. Autorytetami, zarówno dla tego, jak i przyszłych pokoleń młodych Polaków, powinni być ludzie bezkompromisowi, nieugięci, ale także potrafiący zrozumieć własne błędy i umiejący za nie przeprosić.

Dziś prawdziwi bohaterowie dawnych wydarzeń są zepchnięci w niepamięć, wegetują w niszowych środowiskach, częstokroć bez środków do życia, czasem w wyniku represji pozostaną na zawsze kalekami. Czas najwyższy skończyć z dzikim obyczajem, że tak zwane „legendy Solidarności”, niezależnie od tego, kim okazały się po Sierpniu 1980, mają dozgonnie otwartą drogę do kariery politycznej pod chroniącym je immunitetem nietykalnych świętych krów, jednocześnie stoją w jednym szeregu z ludźmi pokroju b. pułkownika LWP, nawołującego do dokonania zamachu stanu, dziećmi morderców Żołnierzy Wyklętych, morderców księży Popiełuszki, Suchowolca, Zycha, Niedzielaka, dziewięciu górników z kopalni „Wujek” czy też ponad stu ofiar skrytobójczych mordów, które dokonano w stanie wojennym. Apelujemy do sztucznie wykreowanych „legend”: opamiętajcie się, nie da się zachować cnoty i jednocześnie pełnić rolę alfonsa!

Oświadczamy, że wyprowadzanie ludzi na ulicę w dniu 13 grudnia celem obrony nieuzasadnionych przywilejów, podżeganie do nieposłuszeństwa, wzywanie prokuratorów, sędziów,policjantów, żołnierzy oraz przedstawicieli innych służb mundurowych do wypowiedzenia posłuszeństwa, w tym dokonania zamachu stanu wobec demokratycznie i zgodnie z prawem wybranych władz Rzeczypospolitej jest przestępstwem ściganym z mocy artykułu 18 Kodeksu karnego! Władzom III RP zalecamy zaś skorzystanie z art. 127 § 1 kk, który mówi: „Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”.

Najjaśniejsza Rzeczpospolita, nasza Ojczyzna, o którą my walczyliśmy w przeszłości, winna w ten sposób pokazać swą determinację i siłę w walce ze złem.

Prezes Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym „Pro Patria”

Władysław Kałudziński

źródło: DEB@TA.

Napisano wNaszym zdaniemKomentarzy (0)

Prawda, krzyż, wyzwolenie

– Ks. Blachnicki Zostawił po sobie wielki plan duchowej odnowy Polski – mówił bp Adam Wodarczyk podczas sympozjum o działalności społecznej założyciela Ruchu Światło–Życie, które odbyło się w Sejmie.

Biskup Wodarczyk, przemawiając na początku konferencji w gmachu polskiego parlamentu, nie krył wzruszenia, przyznając, że była ona jednym z jego marzeń. – Przypomnienie myśli i działalności społecznej ks. Franciszka Blachnickiego pokazuje, jak bardzo są one aktualne – mówi. Spotkanie rozpoczynała i kończyła modlitwa za ojczyznę. Po gmachu przy ul. Wiejskiej roznosiło się uwielbienie i wzywanie Ducha Świętego. Wiara i zaangażowanie w życie publiczne u ks. Blachnickiego są nierozłączne. Obserwacje, które pozostawił, brzmią szczególnie mocno w czasie następujących po sobie kampanii wyborczych. Ponad sześciogodzinne spotkanie w Sali Kolumnowej było także pasjonującą opowieścią historyczną, pokazującą, jaką rolę w polskiej drodze do przemian wolnościowych odegrał Ruch Światło–Życie, a także jego założyciel. Wychodzące od doświadczeń harcerskich i nastawione na formację ludzką oraz duchową wychowywanie młodzieży władze komunistyczne odebrały jako działania wrogie systemowi. Stąd cała forma kontroli i represji ze strony aparatu bezpieczeństwa.

Prorok w Sejmie

Pracownicy Instytutu im. ks. Franciszka Blachnickiego, którzy zorganizowali sympozjum, zwracają uwagę, że wielu oazowiczów pełni dzisiaj odpowiedzialne funkcje społeczne – są posłami, radnymi, prezydentami i burmistrzami miast. Podkreślają, jak pomocny w ich pracy jest przykład bohaterskiego księdza i dzieła, które rozwinął. Jego zapomniane pisarstwo społeczno-polityczne jest bardzo cenne, ponieważ w dużej mierze opiera się na osobistych przeżyciach i życiu, które można dzielić na „przed wyjazdem z kraju” i „po wyjeździe”. Ostatnie kilka lat ks. Blachnicki spędził w warunkach zachodniej demokracji w niemieckim Carlsbergu, jeżdżąc też do Włoch czy do Francji, stąd jego obserwacje wówczas wydawały się nowatorskie i czasami trudne do wyobrażenia.

Z dzisiejszej perspektywy okazują się profetyczne. Pokazał to w swoim referacie Andrzej Sznajder, dyrektor katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Zacytował fragment artykułu pisanego na emigracji, w którym ks. Blachnicki stwierdza, że ewangelizacja, która w codziennych sytuacjach nie rozwiązuje konkretnych problemów ludzi, jest nieporozumieniem. Założyciel oazy zwracał uwagę na tendencję, która ujawnia się również dzisiaj. – Przestrzegał przed manipulacją słowem „polityka”. Komuniści wmawiali ludziom, że polityka to coś złego, byli przecież więźniowie polityczni. Dla ks. Blachnickiego polityka była częścią życia chrześcijanina – który nie powinien uciekać do spraw wiecznych i doczesnych –wynikającą z chrześcijańskiej konsekwencji – tłumaczył A. Sznajder. Przypomniał, że katowicki kapłan otwarcie mówił, iż warunkiem dążeń ówczesnej opozycji do zmiany komunistycznej władzy na władzę legalną jest odrzucenie przemocy. Nie pochwalał konspiracji. Tłumaczył, że trzeba wyzbyć się kompleksu nielegalności swoich dążeń wolnościowych, ponieważ w demokratycznym państwie rola opozycji jest oczywista. Często konfliktowe sytuacje z komunistami wynikały po prostu stąd, że kapłan nie miał żadnych partykularnych interesów. Politykę rozumiał po prostu jako troskę nie tylko o dobro wspólne, ale także o konkretnego człowieka. – Gdyby ruch oazowy zatrzymał się na działalności czysto religijnej czy formacyjnej i orzekł: my się nie mieszamy do innych spraw, bo to jest polityka, to ruch ten przekreśliłby swoje założenia. Sprawdzianem autentyczności i owocności ruchu jest właśnie to, że z niego wyrastają różne formy angażowania się na rzecz ludzi – mówił ks. Blachnicki w jednym z wywiadów w połowie lat 80.

niewygodny

Takie nastawienie ks. Blachnickiego ma podstawy w dużej wrażliwości na sprawę wolności człowieka. Traktuje to jako problem ogólnoludzki, który wychodzi poza ramy religijności. Dotyczy zarówno wierzących, jak i niewierzących. W państwie totalitarnym, którego mieszkańcy marzyli o niepodległości i pełni wolności, otwarcie mówił, że wolność nie jest prostym skutkiem wyzwolenia. A nawet szedł dalej, uważając, że suwerenność osób to pierwszy etap wyzwolenia społeczeństwa. I, co charakterystyczne dla całego życia ks. Blachnickiego, nie były to tylko abstrakcyjne rozważania. Przekuwał je w konkretną działalność, którą w trakcie sympozjum pokazali Robert Derewneda, dyrektor Instytutu im. ks. F. Blachnickiego, oraz ks. Henryk Bolczyk z Międzynarodowego Centrum Ewangelizacji Ruchu Światło–Życie „Marianum” w Carlsbergu, współpracownik ks. Blachnickiego. Działalność trzeźwościowa, szereg akcji społecznych i Niezależna Chrześcijańska Służba Społeczna, mająca upowszechniać zasady katolickiej nauki społecznej, a potem Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów, skupiająca Polaków i przedstawicieli innych narodów Europy Środkowo-Wschodniej wokół idei suwerenności wewnętrznej i jedności narodów w walce o wyzwolenie – to wszystko powodowało, że ks. Blachnicki coraz bardziej był traktowany przez komunistów jak wróg systemu. W czasie działalności w kraju inwigilowała go Służba Bezpieczeństwa, a gdy po wprowadzeniu stanu wojennego osiadł w Carlsbergu, jego poczynania śledził wywiad PRL. – Warto mieć świadomość, że to nie był bezosobowy system komunistyczny. On miał swoje twarze. Gdyby wziąć konkretnych funkcjonariuszy służb PRL, wschodnioniemieckiej Stasi, ludzi z Moskwy, którzy zajmowali się ks. Blachnickim, to byłoby ich nie mniej niż nas na tym spotkaniu – mówił podczas sympozjum historyk i dziennikarz GN Andrzej Grajewski. Zwrócił również uwagę na mało znane początki zainteresowania się bezpieki postacią ks. Blachnickiego. Było to w latach 1954–1956, gdy zaangażował się w pomoc wygnanym z diecezji biskupom katowickim i publicznie wypowiadał się przeciwko zwołaniu synodu diecezjalnego niezgodnie z prawem kanonicznym. Wówczas wojewódzka komórka aparatu bezpieczeństwa, odpowiedzialna za inwigilację Kościoła, założyła sprawę agenturalnego sprawdzenia o kryptonimie „Zawada”, w której prześwietlano duchownego. Po powrocie wygnanych biskupów ks. Blachnicki był już znaną postacią dla służb, które stale go obserwowały, stosując różne środki kontroli. Aż do śmierci w niejasnych okolicznościach w 1987 roku. Spotkanie w Sejmie przypada na ważny czas w Ruchu Światło–Życie. – Módlmy się, ponieważ sprawa beatyfikacji sługi Bożego ks. Blachnickiego wchodzi w decydującą fazę. Najbliższe miesiące powinny przynieść już konkretną datę uroczystości – mówił bp Wodarczyk. Dodał też, że kolejnym z jego marzeń jest to, żeby mogło się to odbyć podczas Światowych Dni Młodzieży. – Czasu mało, wszystko w rękach Boga, módlmy się – apelował do oazowiczów.

indeks

źródło: http://gosc.pl/doc/2443416.Prawda-krzyz-wyzwolenie/2

Napisano wNaszym zdaniemKomentarzy (0)